Archive

8 stycznia, 2016

Browsing

Epicko-lirycznie, czyli po mojemu…

Drodzy Czytelnicy, prezentuję dziś Państwu 1. epizod mojego nowego projektu literackiego z odbytej przeze mnie w ubiegłym roku podróży autorskiej do małopolskiej Muszyny oraz kilka miniatur poetyckich napisanych w ostatnim czasie. Zainteresowanych zapraszam do czytania i liczę na Państwa czytelniczą przychylność, za co z góry bardzo dziękuję.

???????????????????????????????

DSC09850

PROZA

W drodze do muszyńskiej „Szarotki” – epizod 1.

Jestem. Wreszcie przybyłam do Muszyny. Moje wyobrażenie o tym zaczarowanym, małopolskim miasteczku niewiele się zmieniło od czasu, gdy byłam tu po raz ostatni, tj. piętnaście lat temu. Jestem bardzo wzruszona i podekscytowana pobytem w Małopolsce i spotkaniem z Marią, i jej wspaniałym mężem Robertem. I choć czuję lekkie zdenerwowanie, jestem naprawdę szczęśliwa… Jeszcze kilka formalności z zameldowaniem w pensjonacie, pozostawienie bagaży w pokoju i mogę wraz z Dariuszem wyruszyć w miasto. Do rynku nie jest zbyt daleko. Okolica Muszyny wygląda ponętnie i interesująco, jak na jesienną porę przystało. Darek robi pierwsze zdjęcia, próbując rozładować narastające w nas obojgu napięcie.
– Zobacz jak tu pięknie! – powiedział głośno, jakby się bał, że rzeczywistość zastanych faktów, stanie się imaginacją i pryśnie jak bańka mydlana. Szłam obok niego oszołomiona widokiem rynku i krok po kroku zmierzałam w stronę obranego celu. Moje myśli w głowie biegły jedna za drugą, a były tego dnia rozbiegane jak stadko dzikich, huculskich koni.
– Ciekawe, jak będzie? Czy Marysia – dawna Dorota – rozpozna we mnie koleżankę „z pracy” po latach niewidzenia? – myślałam. Moje serce cieszyło się na myśl spotkania z Marią, wyrywając jak szalone do przodu przed mojego małżonka, który z bukietem kwiatów dostojnie podążał za mną w stronę osławionej legendą „Szarotki”.
Jeszcze kilka metrów, kilkadziesiąt, może i więcej uderzeń serca, i przekroczę próg kawiarni, słynącej w okolicy i w nowosądeckim regionie nie tylko z wielu różnorodnych, smakowitych ciast oraz wytrawnych trunków, ale także literacko-muzycznej – artystycznej – działalności. Wchodząc po stopniach kawiarni, znalazłam się w jej okazałym, stylowym wnętrzu. Przez ułamek sekundy poczułam ulgę, że jestem na miejscu, gdy nagle zza lady usłyszałam głos dwóch drobniutkich kobiet, które uśmiechając się do mnie zalotnie, zaproponowały, bym wraz ze swoim mężem rozgościła się w “Szarotce” i poczuła jak u siebie w domu. Jedną z nich była moja urocza, piękna, a zarazem skromna przyjaciółka Maria.
Przez króciutką chwilę wspomnienia w mojej głowie zaczęły wirować jak na karuzeli, a obrazy sprzed lat poczęły przelatywać mi przed oczami jak wielobarwne motyle. – Maria – Dorota. To ona i jaka piękna… – myślałam, a logiczna świadomość błyskawicznie scalała obrazy z przeszłości, tworząc dzisiejszą teraźniejszość. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, pewnie dlatego, bym mogła z godnością powitać tę, którą w pracy – w krynickiej szkole – zawsze podziwiałam, lubiłam i szanowałam.
Marysiu, witaj kochana! – mówiłam coraz pewniej i odważniej… – Dzień dobry! – odpowiedziała Maria, jak to w niecodziennych – towarzyskich okolicznościach bywa. Ja natomiast ucałowawszy ją w oba policzki z niekłamaną radością, aczkolwiek chyba nazbyt pośpiesznie, wręczyłam jej drobny upominek, by rytuałowi powitania stało się zadość. Chciałam mieć ten zwyczajowy, ale niepospolity ceremoniał jak najszybciej za sobą…Ale chcieć, to nie znaczy od razu móc, dlatego przywitałam się również z panią Grażyną, której niezwłocznie, zaproponowałam, byśmy zaczęły mówić sobie po imieniu, na co ona, ku mojej wielkiej uciesze, się zgodziła. Pomyślałam wtedy: Świetna babka! – i grzecznie odeszłam w kąt sali, by zawiesić kurtkę.
Darek zaś na powitanie kurtuazyjnie pocałował Marię, a przy tym Właścicielkę “Szarotki”, w rękę i wręczył jej bukiet pięknych – delikatnych jak krople rosy – frezji. Przywitał się również z Grażyną, by ceremoniał powitania przebiegał protokolarnie, jak Pan Bóg przykazał. Po chwili dołączył do nas zwolniony z menadżerskich obowiązków, małżonek Marii – Robert, którego fizjonomia i bardzo radosne usposobienie zaskarbiły sobie w nas obojgu, od pierwszego wejrzenia, przychylność, szacunek i ludzką życzliwość. Po kwadransie, może krótszej chwili, przeszliśmy z Marią i Robertem na taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza… Było cudownie! Wspólnie wypita kawa oraz wprawna degustacja jabłek w cieście francuskim, lampka czerwonego wina i opowieści, którym nie było końca, sprawiły, że zupełnie zapomniałam o stresie związanym z mającym się odbyć za trzy dni (moim i Lucy Lech) wieczorze autorskim, a życie wydało się mnie i moim towarzyszom rozmowy w jedną magiczną chwilę – prawdziwą bajką, rajem dla duszy i głodnego ludzi, przyjaciół ciała.
Kto by pomyślał, że tego dnia wizyta w kawiarni „Szarotka”, która miała być krótką, okaże się być gadatliwą, roześmianą i bardzo długą. Oczywiście za zasiedzenie się w kawiarni przeprosiliśmy Właścicieli – Państwa Jabłońskich i w ich zacnym towarzystwie odjechaliśmy w stronę pensjonatu, w którym na dziesięć dni wraz z mężem Dariuszem zamieszkałam…

Autor: Danuta Schmeling

POEZJA – miniatury:

1.

Życie nie umiera,
jedynie przeistacza w anioły – motyle.
To tak niewiele i aż tyle!

03 stycznia 2016 r.

2.
Męskim słabościom
szybko nie wybaczam, dlatego długo cierpię
i rozpaczam, naiwnie wierząc,
że reperuję serce,
choć ono tego wcale nie chce!

04 stycznia 2016 r.

3.
– Poeto,
zżera Cię cisza i samotność?
– Czemu zaraz zżera?
Modyfikuje od środka duszę i świadomość.
Pozwala pisać!

07 stycznia 2016 r.

4.
Ziemia kręci się,
noce wyczulają na wyznania i miłość,
tylko dni są tak samo gorzkie – pozbawione słodu,
bo dojrzewają na zakwasie.

07 stycznia 2016 r.

5.
Nieprzytomna z miłości do życia
zatapiam swe ciało w niewinności dnia i nocy.
Staję się krystaliczna.
Bezimienna,
zwiewna jak wiatr,
co przepędza z nieba duszy burzowe chmury.
Bardziej gibka i kobieca. Anielska…

08 stycznia 2016 r.