Archive

5 stycznia, 2017

Browsing

Spojrzeć w głąb siebie – jakie to proste!

W życiu dotykają nas różne doświadczenia. Miłość lub jej brak, nieustanne zabieganie po coś, powroty i niepowroty. Jednym z najtragiczniejszych jest oczywiście nasze własne przemijanie i jego codzienna świadomość… Temat trudny, a jednak spróbuję się z nim zmierzyć. Zapewne zapytają Państwo: Po co drążyć skałę, skoro w tym względzie niewiele można zrobić? Może i tak, ale ja uważam, że tego tematu nie powinno się spychać na potem – na kiedyś. Od kilku lat uczę się rozpoznawać w sobie symptomy lęku przed końcem. Myśleć, ile mam jeszcze czasu, by nacieszyć się każda ludzką chwilą. To wbrew pozorom mnie nie deprymuje, lecz przekonuje do robienia rzeczy mądrych i dobrych dla mnie, i dla innych ludzi. Tego się uczę i to w sobie udoskonalam. “Nie kozaczę” jak przed laty, nie jestem niczego na sto procent pewna – jedynie ufam, że Tam na górze, jeszcze mnie nie chcą, że nie jestem gotowa, by zmierzyć się z wiecznością. Że “(…) za wysokie progi.” Ale oczywiście staram się być przygotowaną i na taką ewentualność, i czuwam nad tym, by pozostawić po sobie na daną chwilę w ludziach dobre wspomnienie.
Choć wstęp jest smutny, nie zamierzam Państwa wprowadzać w stan noworocznej – zimowej hibernacji, chciałam tylko opowiedzieć Państwu, jak wielkie i kontrastowe miotają mną uczucia w kolejnym dniu nowego roku. Aby nie wzbudzać w Państwu niepotrzebnego niepokoju – dla rozjaśnienia lica – proponuję coś dla ciała i ducha, może się i tym razem spodoba? Kto to wie? Pozdrawiam, jak zawsze chyląc czoła przed moimi “nowymi” i nieco “starszymi” Czytelnikami!

R E F L E K S Y J N I E

DAWNIEJ:

Znikamy z tego świata jak marzenia,
oddalając się w stronę wspomnień.
Niczego nie pojmując,
dryfujemy w ciemnych przestworzach
pomiędzy gwiazdami,
unosząc się na skrzydłach Czasu –
przemijamy!

26 czerwca 1979 r.

DZISIAJ:

1.

Łzy i myśli
mkną po twojej samotnej twarzy tak szybko,
jakby chciały spłynąć do ust i powiedzieć ciszy: Kocham!

W stanie samotności jest także twoja dusza bezkształtna,
co słowami zapełnia chrome,
smagane biczem wiatru i cierpienia,
peryferyjne – ziemskie życie.

Czasem aż cisną się pytania:
Jakiego koloru i kształtu jest ich materia?
Jakie drzwi otwierają się przed nią?
Jakie czasy nastaną dla niej po przejściu na drugą stronę?

2.

Namalowało Cię życie!
Dookreśliło priorytety:
obdarowało ludzką rodziną,
radością,
miłością,
pięknymi gestami.

Nauczyło Cię
cieszyć się każdą minutą,
ciepłym oddechem,
zakochanym biciem serca,
szeptem słów miłości człowieczej.
Świadomością wiecznego początku!

5 stycznia 2017

P R O Z A

1. “Dobrze kochanie’

Kolejny dzień spędzony przez Józefinę w Hamburgu, był wspaniały. Sceneria miasta i pogoda, najwyraźniej sprzyjały jej i Krzyśkowi, tylko obecność Alicji w hotelu wywoływała w sercu Józefiny lekki niepokój. Czego się obawiała? Bóg jeden wie… Pewnie zażyłości Alicji z Krzysztofem oraz ich nieuniknionych kontaktów biznesowo-towarzyskich. No cóż, tak w życiu bywa! Miewamy różnych partnerów w pracy i nie można tej relacji społecznej i towarzyskiej obejść, ani jej naiwnie i skutecznie zaniedbywać, w końcu chodzi o wspólne interesy. Tak, tak… Ale jak sobie poradzić z dręczącymi smutkami i obawami?
Józefina nie miała zaufania do kobiet, chociaż nigdy nie zrobiły jej żadnego świństwa. Może dlatego, że przyszło jej żyć w doskonałym, prawie nienagannym świecie?
– Kochanie! – powiedział wychodzący z pokoju Krzysztof – źle się czujesz? Jesteś jakaś dzisiaj taka niemrawa i cholernie blada. Józka uśmiechnąwszy się do kochanka, zbagatelizowała jego zapytanie, jakby w ogóle jej nie dotyczyło.
– Co sadzisz o pójściu ze mną do kina albo do muzeum? – nagle zapytała, obawiając się, że Krzysiek odkryje prawdę, o czym naprawdę myślała.
– Do kina? – No co ty! – przecież wiesz, jak nie znoszę oglądania starych filmów – zdecydowanie, choć niby pół żartem, pół serio odpowiedział rozbawiony sytuacją Krzysztof.
– Nie lubię kina ani latania po muzeach. Znam lepszy sposób na spędzenie wolnego czasu… Zabiorę cię do restauracji, a potem – kto wie – może pójdziemy potańczyć? Chyba że w hotelu ukryjemy się przez wzrokiem ciekawskich, a potem oczaruję cię wspaniałą kolacją i lampką francuskiego szampana.
– Ale ja mam dość ciągłego przesiadywania w drogich restauracjach i… – nie dokończyła. Krzysztof, wyczuwając narastającą w głosie Józki nostalgię, a także wzmagające się w jej duszy rozczarowanie, podszedł do niej szybko, by wymóc na niej niewinny pocałunek.
– Wiem, wiem, jak brakuje ci wolności, ale zrozum: Hamburg to nie Polska! Błagam więc, spróbuj to wreszcie zrozumieć. Chcemy przecież spędzić ze sobą, niepowtarzalne chwile – parę godzin wspólnego weekendowego życia. Proszę, nie utrudniaj mi tego, bo pomyślę, że jesteś nieczułą ignorantką!
Żal palił go od środka, jakby włożono mu przed chwilą do gardła rozżarzony kawałek brykietu. Posmutniał i spojrzawszy gdzieś przed siebie, żeby Józka nie dostrzegła w jego oczach łez wzruszenia, dodał, zebrawszy się na odwagę:
– Kocham cię! – Józefina patrzyła na niego z niedowierzaniem. Myślała: Boże, jak on misternie i skutecznie mną manipuluje! A ja przecież nienawidzę, jak się mną manipuluje i wywiera na mnie, choćby najmniejszą presję. Buntowała się w myślach, jak smarkata nastolatka przeciwko niemu i sobie, z przeczuciem, że podda się woli i zachciankom Krzysztofa. Przemilczając to wyznanie, poczuła natychmiastową ulgę. Nie potrafiła jednak być w jego obecności asertywną, dlatego zapędzona w przysłowiowy kozi róg, szybko zgodziła się na pomysł Krzysztofa, zapominając o całym tym niefortunnym, porannym zamieszaniu i grze na argumenty i słowa.
Spojrzawszy na niego spode łba, uśmiechnęła się do niego znacząco, posyłając mu pieszczotliwe pocałunki, układające się w jej wydatnych, czerwonych i soczystych – jak dojrzałe czereśnie – ustach na wzór smukłych, weneckich łódeczek, beztrosko spływających do fikcyjnych mórz i bezkresnych, głębokich oceanów. Przymknąwszy oczy, przytuliła się do niego, by po raz kolejny poczuć na sobie ciepły oddech jego pięknej, nieskalanej żadną podłością ani zdradą – szlachetnej duszy. Czar tej wyjątkowo szczególnej chwili szybko uzmysłowił Józefinie, jak wiele zawdzięczała Krzyśkowi. Nawet gorycz dawno przeżytych porażek i bezdusznej samotności, nie były we wspomnieniach tej dziewczyny tak gorzkie, jak być powinny. Odrywając się od myślenia, zdecydowanym i silnym głosem wyznała:
– Krzysztofie, jesteś barbarzyńcą, bo zniewalasz i więzisz moją duszę! – Jak mityczny Apollo porywasz – kiedy tylko chcesz i pragniesz – moją wyobraźnię oraz zmysły do granic rozsądku i tęsknoty za twoim pachnącym i silnym ciałem – szeptała. Zdając sobie sprawę z tego, że staje się w tym twierdzeniu bezwstydną, próbowała swoimi babskimi sposobami zachęcić Krzyśka do bliskości, na którą miała w tym momencie i czasie wielką ochotę. Przybliżywszy się do niego, objęła jego głowę zwinnymi rękami, a potem zaczęła całować kawałek po kawałku na tyle gorąco i gwałtownie, żeby rozbudzić w Krzysztofie pożądanie i zaciągnąć go do łóżka. Ale on celowo lekceważył jej zaloty. Chciał, żeby Józka wiedziała, że jemu należy się prymat w miłości, i że jego męskie pragnienia są najważniejsze. Odpychając ją „na niby” od siebie, oznajmił:
– Próbujesz się mną bawić? – Jak możesz być tak przewrotną i wyrachowaną! Ja dla ciebie oddałbym wszystko, a ty starasz się w perfidny sposób postawić na swoim i szaleńczo igrasz z moimi uczuciami.
Wypowiedziawszy ostatnią kwestię, jak aktor usunął się w ciasny kąt, by przemyśleć kolejny atak. Zaskoczona reakcją kochanka Józefina wyszła z pokoju. Serce dygotało jej co najmniej trzy razy szybciej niż normalnie.
– Jezu, co ja zrobiłam? Po co ja to wszystko sprowokowałam? Wyzywając go w duchu od idiotów i udała się w stronę schodów, po czym zupełnie jak jej matka, zaczęła płakać. Było jej wstyd, że pozwoliła sobie wobec Krzysztofa na taką słabość. Nie jestem nieprzyzwoita i wyrachowana, nigdy taką nie byłam – myślała. Łzy spływały jej po policzku, a w głowie panował totalny bałagan i zamęt. Szła schodami w dół, nie zważając na gości hotelowych, trud i rozgoryczenie. Tknięta fałszywym przeczuciem, że Krzysztof jej nie kocha, oddaliła się w stronę niepewnej przyszłości, jaką zgotowała jej przyjaciółka Waleria.

2. “Kochaj mnie bez zobowiązań”

Krzysiek nie robił z porannego incydentu z Józefiną żadnego problemu. Wiedział, że grając na zwłokę, wzbudzi w niej większą namiętność i pożądanie. Uwielbiał widzieć ją lekko zakłopotaną. Nie przypuszczał jednak, że Józefina potraktuje ich poranną sprzeczkę jako przejaw ignorancji i braku odwzajemnienia jej miłości. Ach te kobiety! – pomyślał i jakby nic zabrał się do przeglądania porannej gazety, którą przyniósł mu do pokoju hotelowy chłopak.
Hamburg tonął tego dnia w blasku rozchodzących się promieniście ogników słonecznych, zachęcających jego mieszkańców do porannego spaceru. Żyjąc gwarem przejeżdżających samochodów i ludzkich rozmów – głęboko oddychał… Gdzieś ktoś powtarzał natrętnie komuś, że go kocha, inny ktoś żegnał się i z miłością, i z życiem. A Józefina siedząc w parku na ławce myślała o Krzysztofie. Chciała wyciszyć emocje zakrapiane rzęsistymi łzami. Rozmyślając o jutrze i o powrocie do hotelu, czuła, że musi ze swoja chandrą coś szybko zrobić… Przecież nie będzie siedziała w parku do wieczora. W końcu miała z Krzysztofem i Alicją wracać wieczorem do kraju. Wzmocniona wyciszeniem duszy, postanowiła powrócić do hotelu. Mijając po drodze starsze małżeństwo trzymające się za ręce, uśmiechnęła się do nieznajomych, jakby w ich szczęściu znalazła dla siebie motywację do miłości. Krzysiek w tym czasie, czytał artykuł po artykule, bo mało mu było na dzisiaj mocnych wrażeń. Oczywiście myślał po Józefinie, ale bez entuzjazmu.
Nim zamknął lokalną gazetę, usłyszał zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza i uśmiechnął się do siebie pod nosem.
– Ooo, wróciłaś… – wyszeptał. – Myślałaś, że pozostawienie mnie tutaj samego coś w naszym związku zmieni? – odwróciwszy się w stronę Józefiny powiedział.
– Za każdym razem, jak mnie będziesz próbowała do siebie zrazić, najpierw pomyśl. Nasz związek nie jest pospolity, a miłość banalną. Jest raczej sentymentalną. A to wymaga od kochanków fantazji i romantycznego szaleństwa i zdziwisz się, także powściągliwości.
Józefina słuchała słów Krzysztofa beznamiętnie, jakby słowa wydobywające się jego ust nie miały już dla niej żadnego znaczenia. A przecież miały. Kochała go i nic nie mogło tego zmienić. A odwróciwszy w jego stronę wyniośle powiedziała:
– Nie musisz poddawać się presji mojego kochania! Jeśli we mnie wątpisz, dajmy sobie z tym spokój. Spojrzawszy kątem oka na swego kochanka, przestała nagle mówić i zaczęła skrupulatnie pakować swoje rzeczy, choć wylot z Hamburga rejsowym samolotem planowany był na późny wieczór. Krzysiek nie obawiał się utraty Józki, ale słowa propozycji rozłąki jednak go zabolały. Nie sądził, że miłość może zaboleć.
– Jak ona może, wątpić w nasze uczucie, tyle nas przecież łączy? – rozmyślał. Słowa układające się w jego głowie w pytające i kąśliwe zdania grzęzły w jego gardle, a smutek przeszywał na wskroś jego serce. Udając, że nic się nie stało, podszedł do Józefiny i począł całować. Jego rozpalone usta i rozochocony miłością język czyniły z szyi Józefiny ponętny kąsek. Zlizując z niej nieśmiałość, ofiarował jej swoje oddanie i seks, a ona bezwolna nie broniła się przed jego bliskością, szepcząc:
– Kochaj mnie bez zobowiązań, tak jakbyś kochał pierwszy raz, a ja obiecuje ci niebo! Nim zdążyła dopowiedzieć słowo „niebo”, wydała z siebie piskliwy okrzyk, który sugerował że jest już gotowa do penetracji, z czego on chętnie skorzystał. Leżąc na wznak, poddała się jego męskości. Kilkadziesiąt sekund później było już po wszystkim. Gdy Krzysiek skończył, zatopiła się w swoim seksualnym spełnieniu i w myślach, mówiąc sama do siebie:
– Jak ja mogłam przestać mu wierzyć? – On był i jest mój! A Krzysztof położył się obok niej i wsłuchując się w rytm jej serca, usnął przy niej jak mały chłopiec przy piersi swoje ukochanej matki… W tym błogim stanie trwali do wieczora, do momentu wyjazdu na lotnisko. Tam wszystko nabrało polskiego sensu i kolorytu rodzimego piękna. Nawet Alicja krążąca wokół Józefiny i Krzyśka nie była w stanie zabrać im pewności w ich miłość… Gdy odprawili się i udali się do samolotu, Hamburg i hamburskie przeżycia stały się już tylko wspomnieniem. Tylko Alicja zawiedziona scenariuszem minionej podróży, była na siebie wściekła, że nie udało jej się zdobyć faceta, o którym nieustannie myślała, i o którym od dawna marzyła.

Vide: Złodziejka czasu, Danuta Schmeling, fragmenty.