Witam, choć zdaję sobie sprawę z tego, że po długich – świątecznych dniach ciężko “zebrać się do kupy” i zacząć efektywnie działać w poniedziałkowy, mroźny dzień. Witam, tym szczególniej, że przybyło wielu nowych subskrybentów, którym życzę miłej, radosnej przygody z moją poezją… Jest nas łącznie: 3.477 osób. To dla mnie niewyobrażalna ilość ludzi, którzy znajdują czas, by spotkać się ze mną na moim blogu. Serdecznie dziękuję za Państwa obecność! Są mi Państwo bliscy i drodzy, chociaż wirtualni.
Święta i czas noworoczny nastroiły mnie radością i nostalgią. Jakby mi mało było rozterek duszy i poetyckich rozpraw na tematy egzystencjalne i poetyckie. Cóż, grafoman – poeta tak ma! Lubi pastwić się nad sobą i kartka papieru. Tak naprawdę skłoniła mnie do napisania tego posta i wierszy niespodziewana dla mnie śmierć mojej koleżanki Ewy, z którą paradoksalnie związana jestem rodzinnie przez jej starszą siostrę Teresę, moją stryjenkę. To Jej dedykuję dzisiejszy wpis, by zaznaczyć Jej obecność w moim skromnym, emeryckim życiu.
Krytyk – recenzent, pamflecista czy opluwacz?
Rola krytyka literackiego, teatralnego, etc. – jest oczywiście bezcenna. To on z racji przypisywanej mu roli społecznej i zawodowej ma za zadanie wycenić jakość merytoryczną artefaktów zaistniałych w literaturze lub sztuce. Ale jakim powinien być człowiekiem, by nie przypisać sobie roli opluwacza, lecz z krwi i kości profesjonalisty? Trudne pytanie. Moim skromnym – choć absolutnie niezależnym i osobistym zdaniem – rolą krytyka nie jest adorowanie autora, lecz w miarę możliwości obiektywne ocenienie jego twórczości. Bez nonszalancji i złośliwości. Bez wyśmiewania się z autora jako tego, którego poziom artystyczny: nowatorstwo lub jego brak w sztuce pisania, przejrzystość myśli i intencji dzieła, zasób leksykalny, poziom stylistyczny – w tym składniowy, ortograficzno-interpunkcyjny, nie odbiegający od reguł objętych normą wzorcową języka polskiego i uzusu – jest ważony i wyceniany… Na pewno nie powinien być zjadliwym prześmiewcą celującym w człowieka, by zdyskwalifikować go i częściowo lub całkowicie pogrążyć jako artystę, lecz wytknąć mu dostrzeżone zimnym okiem słabości jego dzieła: mankamenty, które rażą i walory, i cnoty, które w jego oczach warte są podkreślenia i zapamiętania. I powinien robić to z taktem, i wielką klasą, bowiem słowem można nie tylko wywyższyć człowieka, ale także poniżyć i zabić. Zniszczyć w nim pasję, pogrążyć i twórczo zablokować…Być może pomyślą Państwo, że jak ktoś jest wobec siebie bezkrytycznym i nie potrafi przyjąć pod adresem swojej twórczości uwag, to żaden z niego twórca i autor, ale narcystyczny – samozwańczy gryzmoł, tandeciarz i pseudoartysta… I na pewno będą mieli Państwo rację, ale zawsze proszę pamiętać, że każdy jest tylko człowiekiem i uczy się być poetą, pisarzem – artystą przez całe życie… i ma prawo do niedociągnięć twórczych, i takich czy owakich błędów, które zawsze można naprawić i beznamiętnie skorygować.
P O E Z J A D Y D A K T Y C Z N A – z przymrużeniem oka i z dystansem…
“Półgębkiem”
Nim wywleczesz na światło dzienne
niedoróbki cudzych myśli i ułomności języka.
Pomyśl czy po wertepach, zagonach i meandrach twojego intelektualnego świata
KRYTYCZNA MĄDROŚĆ –
jak wypłoszony zając w czasie burzy czy nagonki w lesie –
z prędkością wiatru kica i przemyka.
Czy jest profesjonalna,
z ludzką twarzą?
Czy chowa się za recenzji karnawałową – bezduszną maską?
A może lubi wymachiwać góralska ciupażką
i pasterską laską?
Pytasz mnie, po jakie – leśne licho?
By dodać sobie animuszu
i śmiertelnej powagi.
Dla wyeliminowania z przestrzeni publicznej bohomazów,
tandetnej grafomanii,
by nie rzec: artystycznej blagi…4 stycznia 2018 r.
Vide: fot.priv.
Neologizmy słowotwórcze czy potworki językowe?
Lubię neologizmy, sama takie stworzyłam: “reimpretować” vel reinpretować, zamiast reinterpretować, “słowolepy”, zamiast zlepki słów, “makroniki” vel “macroniki” bez odpowiednika, ale za to z procedurą zabawy w siedmiosylabowe, jednowersowe wypowiedzi oraz “słowogramy” – efekt zabawy słownej, nowe słowa.
Niewiele neologizmów wymyśliłam, to prawda, ale wyżej wymienione wyrazy funkcjonują w mojej twórczości … Czemu? Ażeby coś nowego w niej się działo: dla zabawy, dla żartu, dla prowokacji słowem. Oczywiście poprawnym językoznawcom takie wynaturzenia językowe pewnie by się nie spodobały i uznaliby je za “totalny odlot” czy idiotyzm; ja uważam, że nie ma w tej “słowotwórczej grze” niczego złego. Język jest żywym tworem, dlaczego więc tylko to co unormowane przez Radę Języka Polskiego, jest piękne i efektowne dla oka i uszu? W języku polskim funkcjonują o wiele gorsze i głupsze słowa, niż te, które ja wymyśliłam,