Archive

10 września, 2018

Browsing

Harmonia i spokój

Polecam dziś Państwu opowiadanie bez drugiego dna – miłego czytania. Autorka bloga, pozdrawiająca wszystkich swoich Czytelników.

Jan i jego krótka historia
Życie Jana nie jest i nigdy nie było pozbawione smaku. Poza wyuczoną profesją, o której w rodzinie dawno już zapomniano, mąż Doroty chętnie zajmuje się mieszkaniem i ogrodem, które nadawały i nadają mu nowej rangi i poczucia dobrze spełnionego obowiązku. Kocha te zajęcia, dlatego z pasją oddaje się zaplanowanym w ciągu tygodnia zajęciom. Nie należy do mężczyzn użalających się na swój los i małżeńskie ubezwłasnowolnienie. Dorota zawsze ceniła w Janku zamiłowanie do porządku. Czuła, że w jego postawie oraz zachowaniu jest niezmordowana chęć tworzenia idealnego domu, gdzie wszystko ma swoje uzasadnione miejsce i potrzebę kontynuowania przyjętych przez siebie i domowników nawyków. Wszystko przecież ma jakiś ukryty cel, który  jest tak samo ważny jak droga, którą do niego dochodzimy.
Jego życie nie wiedzieć czemu zawsze wydawało się być pustym, ciągle szukał w nim nieatrakcyjnej zwyczajności – wezbranych w głowie i  sercu  huraganów, które od wielu lat  eksplodowały w jego męskiej duszy. Czy Jan tracił grunt pod nogami?  Czy może szukał dla siebie i Doroty nowej, obiecanej na skraju nadziei w przyszłość – ziemi? Sadzę, że na skrawku swego niezwyczajnego żywota i człowieczeństwa poszukiwał nieba – azylu dla zorganizowania sobie nowego świata – domu i miłości. Tak zwyczajnie po ludzku, jak przystało na normalnego faceta. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja sprzedaży mieszkania i zmiany miejsca zamieszkania, zrobił to z wielką determinacją, by jak najszybciej uciec z przeklętego miejsca i zapomnieć o ludziach, którzy od wielu lat czynili sobie z życia Jana arenę dla pokazania swojej własnej siły: znaczenia nowobogackiej ekstrawagancji i pieniądza.
Na szczęście Jan i Dorota mają to już za sobą! Opuścili  dawny mieszkanie z pustym sercem – bez nienawiści, żalu i złych wspomnień. Wreszcie wolni i szczęśliwi, choć nauczeni pokory wobec własnego losu, który w ostatniej dekadzie spłatał im niezłego figla, rozpoczęli nowe życie wśród przyjaznych ludzi, którzy pozwolili im obojgu na nowo uwierzyć w instytucję sąsiedztwa ze wskazaniem na dobro i szczerą ludzką życzliwość. Nawet dzieciaki szczerze popierają ich nowe – domowe i sąsiedzkie – inicjatywy, by  mogli cieszyć się swym własnym  i społecznym dobrem. Wartościami, które wynieśli ze swoich  domów, a które przez miesiące i lata sukcesywnie dewaluowały się przez pomieszkiwanie w toksycznej społeczności… Natomiast ja jako ich przyjaciółka cieszę się, że odnaleźli spokój ducha i, że wznieśli się na wyżyny swego człowieczeństwa ze wskazaniem na poszanowanie ludzkiej godności, a nade wszystko swojej własnej, bez obciążania czymkolwiek własnej duszy i własnego sumienia. Nic bowiem bardziej nie pustoszy serca jak ludzka zawiść i chęć pokazania innym, że jest się od nich lepszym, silniejszym, bardziej usytuowanym. Dlatego nadzieją napawa mnie myśl, że po raz kolejny zawierzyli Bogu i zaczęli na nowo, być może piękniej i mądrzej żyć, w czym wspiera ich los i niezastąpiony Janek…

 

Przystawka z poezji dla koneserów słowa…

Gdy łzy
zamieniają mnie
w jesienną mżawkę,
padam, padam, padam.
Na twarz, na kolana, na ziemię.
Skraplam się deszczem,
jestem ulewą…
Zanurzona w szarościach wieczoru
szukam rozbłysku księżyca.
Prawdy o nas!
O sensie.
O miłości.
O większym znaczeniu porażki –
miernocie sukcesu.
Po kilku kwadransach
bezwolnego opadania,
potulnie
nadstawiam ucha,
by posłuchać zawodzenia wiatru.
Bicia serca wichury –
szmeru życia;
głosu kochanka, łkania aniołów.
szelestu słów.
Tworzę przestrzeń
między obiema płciami.

 

Vide:  fot. pixabay