Archive

lipiec 2019

Browsing

Poszukiwany – poszukiwana

P O E Z J A  K O N F E S Y J N A
Szukałam Cię w muzyce, 
w poezji.
W słowotoku 
czułości i miłości,
a nawet w zdolności 
przebaczania…
Szukałam Cię w kwiatach,                                                                                               w ptasich chmurach.                                                                                                                   Na łąkach…
Wszędzie tam, 
gdzie trywialną manierą
codzienność wżerała się
w nasze beztroskie “jestem”
poranną kawą.
Znalazłam Cię w sobie,
w przelotnych 
portretach przeszłości… – 
w omszałej znajomości.
Vide: fot. 1.- 2. priv.

Poetycki souvenir

Dzisiaj Czytelnikom mojego bloga poddaję pod rozwagę wiersz o poetach… Jak się Państwu wydaje, jest w nim odrobina prawdy?
  
My poeci, 
żyjemy pozornie dla siebie.
Mimo upływu lat ciągle Ci sami.
Z naszych dziejów utkany stan 
rozumnego trwania:
początek i niedoczekanie.
Czy na tym polega życie?
Czy to tylko poezji słowa?
Żyjemy dla innych.
Dajemy (z siebie) emocje,
bliskość, ale kochamy za mało.
Ciągle myślimy: ja!
A co z drugim człowiekiem?
Szukamy (za)szczytów 
pnąc się po stromych zboczach
elokwentnej próżności, 
zahartowani w Abrahamowym 
bałwochwalstwie –
kulcie obrazu i słowa…
Społecznościowej abstrakcji.
Vide: fot. priv.

Lipcowe rozstanie

Moje życie jest w nieustannym potrzasku śmierci, wczoraj pożegnałam mojego ukochanego wujka Herberta Jana, szwagra mojego śp. Taty… A jeszcze niedawno, wspominałam wraz Nim i moimi krewnymi, mojego zmarłego Ojca. Czy to fatum? Ależ skąd! To tylko fortuna zatacza krąg i bezlitośnie zabiera tych, którym sądzone było odejść.
Oczywiście była to dla mnie kolejna lekcja pokory i potwierdzania faktu, że rodzina to świętość, a pokrewieństwo i więzy krwi stanowią podstawę mojego i krewnych bytu. Mam wspaniałe kuzynki ze strony rodziny Taty  (jego zmarłych sióstr
i braci), które bardzo szanuję i kocham, i z duma mogę powiedzieć, że mimo tragicznych okoliczności, miło mi było się z nimi spotkać na ceremonii pogrzebu Wujka i na stypie, na które wraz z małżonkiem zostałam zaproszona.
Jestem dumna, że tworzymy druga generację naszego rodzinnego klanu, a i trzecia dorasta, by w przyszłości po nas przejąć obowiązek scalania rodziny i podtrzymywania kontaktów i więzi…. Im dedykuję ten skromny wiersz i Wszystkim tym Państwu, których los zmusił do pożegnania na zawsze kogoś ukochanego – bliskiego.
L i r y k a ( żałobna )
“Ostatnie wyznanie”
Poniósł mnie przed północą wiatr w kierunku nieba,
chociaż odchodzić wcale nie zamierzałem.
Ostatkiem tchu trzymałem się ziemi, 
Bo zostać z Wami 
– dzieci, wnuczęta – 
jak najdłużej chciałem.
Z pokorą jednak przyjąłem Boże wezwanie.
Spojrzawszy ostatni raz na Córki mojej załzawione lico.
Wsparłszy się na ramieniu Anioła Stróża 
odpowiedziałem Bogu:
– Jestem na rozkazy, Panie! 
Idę w stronę Światła niebieską alejką – dębową ulicą.
I z góry spojrzałem raz jeszcze na mój ziemski dom w Białej,
i pokoik na piętrze,
by wchłonąć wspomnienia przeżytej z Wami miłości,
śpiew ptasząt,
budzących mnie za życia na świecie
oraz zapach kwitnących, polnych kwiatów…
Wszystko to zabrałem z sobą,
lecz… łzę  jedną skryłem pod prawą powieką, 
na czas naszego ostatniego pożegnania.
Gdziekolwiek będę, 
bo przecież będę żył dla nieba.
Obiecuję wyjednywać Wam łaski
u Miłosiernego Pana!
Wasz Tato – Herbert!

 

Vide: fot.priv.
 

 

 

W “Domu Pod Sówkami”

To już miesiąc jak mieszkam w domu, w którym się wychowałam i nabrałam szlifów jako człowiek…Oczywiście bywam spokojna, choć czasem przytłaczają mnie wspomnienia… i wtedy uronię łzę, bo za rodzicami i dobrym życiem (za ich sprawą) trudno nie zapłakać… Ale to nie jest czarna rozpacz, jaka dopadła mnie po śmierci Mamy… Śmierć Taty przeżywam inaczej, jakby mądrzej i dojrzalej… bez oskarżania Boga ( i złego losu), że oddzielił mnie od ukochanej osoby. Ale przyznaję się bez bicia, że  przy grobie Taty – wymiękam, jak mawia moja wnuczka Maja, i popłakuję w rękaw, by zrzucić z siebie ciężar pustki i tęsknoty za człowiekiem, który był mi bardzo, bardzo bliski, podobnie jak nieodżałowana Mama…
Na szczęście mam wokół ludzi, których znam od zawsze, moich sąsiadów i ich dzieci oraz wnuki, których obecność podnosi mnie na duchu … Jestem tu swoja… – żadna tam, “madame” – poetka, pisarka… z czego się cieszę. Wynoszenie się samej na wyżyny Parnasu mnie onieśmiela i bardzo śmieszy, bowiem jestem skromną – zwyczajną kobietą, z dystansem do siebie i tego co robię, nie muszę pozować na wyjątkową osobę, bo jest mi to do szczęścia mało potrzebne… Nie znoszę próżniaczych – egoistycznych gierek. Witam nowych subskrybentów i dziękuję, że są Państwo ze mną na dobre i złe!  Zapraszam do czytania. Dzisiaj będzie i poezja, i proza…  – wiersz i kolejny epizod z miniatury epickiej PARYSKI KOCHANEK…
 POEZJA I PROZA
1.
Moje życie posiwiało,
przybrało kształt dojrzalej kobiecości,
smakuje jak francuskie wino i dobry wiersz,
jak mój mąż i pisanie.
Moje życie przejaśniało dobrem
i nie ma już dławiących duszę palpitacji.
Cieszy się pachnącym latem i błogim spokojem, szczęśliwy domem
i wesołą kompanią mądrych, i życzliwych sąsiadów…
2.
Gość w dom… – epizod trzeci
Mieszkanie Isadory zrobiło na przystojnym Francuzie niemałe wrażenie. Widać w nim było dobry gust i rękę kobiety – estetki…
I choć Alexander przebywał w jego wnętrzu krótką chwilę, zachowywał się w nim na tyle swobodnie, by nie odczuwać onieśmielenia, a tym bardziej niemądrego zawstydzenia.
–  Isadoro, kochanie, czy mogłabyś mi wskazać pokój gościnny, łazienkę i WC ? – zagadnął dziewczynę Alexander.
–  Oczywiście, że mogę – odpowiedziała grzecznie. – Zacznę od początku: po prawej stronie masz pokój gościnny, który jest wyłącznie do twojej dyspozycji, na wprost:  łazienkę i WC, zaś po lewej stronie mieści się pokój dzienny oraz mój gabinet
i sypialnia… – wyrecytowała jednym tchem, niczym studentka podczas ważnego egzaminu semestralnego. Rozgość się i czuj się tak, jakbyś był u siebie w paryskim domu!
– Dziękuję – wyszeptał półgłosem Alexander i czym prędzej przeniósł swój pokaźny bagaż z przedpokoju do pokoju gościnnego,
a potem bez skrępowania udał się do łazienki, by wziąć szybki prysznic.
W tym czasie Isadora nakrywała do stołu, aby poczęstować gościa przekąską i tradycyjnym polskim obiadem z lampką wytrawnego, niekoniecznie francuskiego wina. Dała sobie trzy kwadranse na ogarnięcie siebie i posiłku. Miała bowiem zamiar po Alexandrze odświeżyć swoje ciało i zadbać o jego wygląd, a nowe ciuchy, jak również delikatny makijaż, miały jej w tym dopomóc. Cisza przerywana szumem wody nurkującej w odpływie brodzika sygnalizowała, że Francuz zmywa z siebie ślady samolotowej podróży i zmęczenia.
– Alexandrze, długo jeszcze będziesz zajmował łazienkę? – wyrzuciła z siebie zniecierpliwiona Isadora.
– Za chwilę wychodzę, kochanie. – A które są moje ręczniki? – pośpiesznie dodał. Jego męski głos, dobiegający z wnętrza małego pomieszczenia, burzył monotonną ciszę jej wrocławskiego mieszkania. – Ręczniki masz w ażurowej szafce, wiszącej po prawej stronie umywalki – odpowiedziała, zaskoczona kolejnym pytaniem. Ale nie miała mu za złe, że dociekliwie pyta, w końcu to prawo każdego wyjątkowego gościa.
Gdy Alexander opuścił łazienkę i udał się do swojego pokoju, Isadora skorzystała z okazji i zadbała o swoje ciało oraz wygląd. Jej myśli skupiały się na osobie obcokrajowca. Była ciekawa jego pierwszych wrażeń z pobytu w Polsce. Jeszcze tylko mgiełka dobrych perfum i będzie gotowa na oficjalną część spotkania.
Spojrzawszy na zegar, udała się do kuchni, by wreszcie wypełnić honory pani domu… Odgrzewanie wcześniej przygotowywanego posiłku nie zajęło jej wiele czasu, dlatego z przyjemnością przeniosła wszystko na uprzednio nakryty i przystrojony stół,
i poprosiła ukochanego gościa do jadalni.
  – Halo, kochanie! Zapraszam na posiłek. Przejdź, proszę do jadalni – rzekła zdecydowanym głosem, jakby się bała, że przyciszony głos rozejdzie się echem po wielkim mieszkaniu, bez zainteresowania jej chłopka.
– Już idę!  I wyszedł, piękny, i pachnący ubrany w markowe ciuchy kupione w jednym z tych sklepów, do których przeciętniacy raczej nie zachodzą.
– Wow, jak Ty pięknie wyglądasz! – wpatrując się w Alexandra, wręcz wykrzyczała. A on niespodziewanie podszedł do niej, odsunął krzesło, by Isadora zajęła miejsce i przysunął ją do stołu, po czym sam udał się na swoje miejsce i  nie spuszczając oczu z ukochanej, kontynuował rozmowę. A pachniał po prostu bajecznie!
– Naprawdę uważasz, ze wyglądam pięknie? – Właśnie tak uważam – odpowiedziała przyciszonym głosem, jakby się bała, że za dużo powiedziała… Tej nastrojowej – łapiącej za serce – sytuacji dodawał wykwintnego smaczku przyozdobiony białym obrusem, polnymi kwiatami, stół z polskimi potrawami, które na tle kolorowych kwiatów prezentowały się naprawdę  czarująco i wspaniale.
– Proszę, częstuj się! – dziewczyna zachęcała Alexandra do konsumpcji. – Sama wszystko, kochanie przygotowałaś?  – zarzucił Isadorę pytaniem Alex, by zrzucić z siebie ciężar ukrywanej tremy…
– Oczywiście, że sama. Gospodyni, pani Aldonie, dałam na czas twojego pobytu w Polsce – wolne. A ta dziękując mi, z radością udała się do swojego domu w niedaleko oddalonej od Wrocławia – Legnicy, miasta słynącego przede wszystkim z imprezy kulturalnej Satyrykon… i wymuszonego  przed laty romansu jego mieszkańców z wojskami radzieckimi.
 Danuta Schmeling
Vide: 1. fot. priv. – 2. fot. autorstwa Joanny Michałkiewicz
 

Współistnienie życia i miłości

Rola  własnych dzieci w moim życiu jest przeogromna. Są mi bliskie, kochane – bez względu na ich wiek i stan posiadania doświadczeń… A ja, cóż występuję w ich życiu w roli rodzicielki, powiernicy trosk niesionych na czarnych skrzydłach losu. Matką – poetką, lekarstwem na bolączki życia…
L I R Y K A  O S O B I S T A
1.
TAK BYŁO
              Łukaszowi
Zszedłeś
do mnie z Panteonu nieba.
Malutki,
bezbronny,
po synowsku ufny…
Śpiewałam Ci kołysanki.
Nosiłam na rękach miłości
przyuczona przez los
do macierzyńskiej roli.
A ty realnie
dojrzewałeś w moim sercu
kolorami życia
na kształt kwiatu w ogrodzie nierajskim,
lecz ziemskim,
bym śmielej mogła
zapachem Twojego życia
cieszyć matczyne zmysły
najprawdziwszym ludzkim szczęściem.
Pod wodzą Boga
i swojego taty
stawałeś się bohaterem swojego życia
i odziedziczonej po mnie wolności!
Naśladując niewinnością
i dobrem szczodrego Pana Boga,
oraz swojego Anioła Stróża,
spełniałeś się,
będąc człowieczym synem –
MOIM SYNEM
z pierwszeństwem czułości… –
strywializowanej przez świat miłości
obojga rodziców!
2.
PANNA POLNA                                                                                                                                                                                                                       Tomaszowi
Panno polna, 
siewna, częstochowska – 
uwielbiana przez tłumy, 
kochana niemal bezustannie. 
Chcę zasmakować twojej miłości. 
Ocenić jej formę – 
poziom wrażliwości sentymentalnej.
Panno kapliczkowa, 
ogrodowa, leśna, 
zwiewna jak wiatr – 
zrzuć ze świata ciężar owoców grzechu,                                                                                                                                                      bym mógł na końcu drogi 
bez lęku wspiąć się na szczyt nieba 
i stanąć ponad granicą dobra – zła 
w cieniu miłości większej 
niż materia świata widzialnego.

3.

RECEPTA NA SZCZĘŚCIE
                                   Michalinie
Do życia
wystarczy Ci skrawek nieba.
byś mogła nieskazitelną koronką słów
formułować swoje zachcianki
przemyślane – konieczne.
Żyj tak,
by współistnienie z innymi
w harmonii
uczyniło z Ciebie sługę Boga
i ludzi,  a zachowasz  na zawsze życie
i dobre imię! 
Autor: Danuta Schmeling 
Vide: fot. priv.