Los doświadczał mnie od wczesnego dzieciństwa. Ciężka choroba mamy i stwierdzenie lekarza: Umrze! – zmusiła mnie, dziesięcioletnią wtedy dziewczynkę do czynu, który miał wyprosić u Matki Jezusa uzdrowienie mojej mamy. Nie wiedziałam, jakby to uzdrowienie miało wyglądać, ale podświadomie czułam, że muszę się z tym zwrócić właśnie do Niej.
(Postanowiłam sto razy w ciągu dnia odmówić w intencji chorej mamy modlitwę: “Zdrowaś Mario”.) Tak jak postanowiłam, uczyniłam, choć pewnie nie dla jednego ateisty – zlaicyzowanego człowieka wyda się to skrajnie naiwne, na wskroś dziecinne, a nawet śmieszne. Płacząc, przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, odmawiałam w tajemnicy przed ojcem, bratem i babcią zdrowaśki. I w taki oto z pozoru zwyczajny sposób, nieświadoma wielkości swego czynu, uratowałam życie swojej mamy, o czym jestem w stu procentach przekonana. Oczywiście szybko zapomniałam o tym, co zrobiłam, do chwili, kiedy wspominając Ją i swoje dzieciństwo, stanął mi przed oczami widok modlącej się – zapłakanej dziewczynki…

1.
Miraculum

Życie widziało cud uzdrowienia
(czyjejś mamy),
wymodlone stu „zdrowaśkami” –
błagalno-maryjnymi prośbami,
dziecięcymi łzami.

2.

Po prośbie

Pani:
ciemnolica,
bursztynowa,
brylantowa, rubinowa,
koralowa i biżuteryjna –
po ludzku dobra i litościwa –
przez swoje wstawiennictwo u Boga,
pośrednictwo miedzy ziemią a niebem –
módl się za nami!

25 stycznia 2016 r.

Author

Write A Comment