Życie biegnie w szaleńczym tempie. Każdy dzień umyka chwilą, jakby w ogóle się ze mną i z nikim nie liczył. A przecież ciągle żyję: kochając i potykając się o codzienność. Czasem aż się wierzyć nie chce, że tak szybko staję się zapełnionym faktami bytem. Lustrzanym odbiciem samej siebie i świata: drogich mi ludzi z zapleczem wydumanych marzeń i naiwnych – przeżytych porażek, które nie bolą, lecz uczą! Chociaż kocham życie, mojego Boga, to nie lubię tego sztafetowego biegu po wieczność… Tego codziennego zacietrzewiania się, że oto jeszcze tego czy tamtego nie zobaczyłam, nie przeforsowałam doświadczeniem i emocją. Dlatego ciągle spowalniam siebie pisaniem i chowaniem się za wersami. Szukam dla siebie mitycznej krainy bliskiej słowu: ARKADIA, która nie wymuszałaby na mnie natychmiastowych decyzji – co do mnie i przyszłości moich bliskich – mądrych, omiecionych z pajęczyn absurdalnych zdarzeń i ich konsekwencji: chaosu i pośpiechu… Dlaczego? Bo zawsze, kiedy robiłam coś pośpiesznie, wychodziły z tego głupie – fatalne w skutkach dla mnie samej i innych ludzi – rzeczy. Poza tym z doświadczenia wiem, że niecierpliwość i impulsywność nie idą w parze z rozsądkiem, dlatego czasem warto dać sobie na powstrzymanie, co też od wielu lat – ucząc się siebie i ludzi – z różnym skutkiem czynię!
LIRYKA “WZIEWNA” – ANTYDOGMATYCZNA