Uwielbiam niedzielne poranki, wczesne i przyciszone… Wtedy mogę pomyśleć, pomarzyć, powspominać przeszłość, mamę – wszytko to, co było we mnie kiedyś szczęśliwe. Nawet gotowanie obiadu o godzinie czwartej trzydzieści wydaje się być wtedy radosne i uzasadnione. Cisza mnie uspokaja, relaksuje, motywuje do wszelkiego działania – analizowania siebie i tego, czego się w minionym tygodniu od innych ludzi nauczyłam, a co bezdusznie przez naiwność zignorowałam. Taki życiowy “miszmasz”… Pragnienie uwolnienia.
Zastanawiam się, czy Państwo też tak mają? Czy niedziela jest dla każdego z Szanownych Pań i Panów czasem weryfikowania siebie? Swoich dokonań: mniej lub bardziej szlachetnych reakcji na ludzi i codzienność, a może wielkich – spektakularnych zwycięstw? Oczywiście, nie oczekuję od nikogo odpowiedzi. Niech wszystko to, co jest w Was, pozostanie tajemnicą. Niezwykłą przygodą. A żegnając się, życzę Państwu dobrej niedzieli i wiele bezinteresownej dobroci, i miłości, z odrobinką poezji.
***
Zapadam się w bezkształtną ciszę,
nabrzmiałą od tygodniowych wydarzeń.
Jak dzikie ptaki zanurzam w sferach życia.
Przekuwając beztroskę na uczoną mądrość,
smutek na zbawienną radość,
tworzę z ciężaru własnego sumienia:
– ziemistych myśli,
– obszczekanych pretensji,
– cenzorskich emocji,
– spuszczonych ze smyczy nadziei
i Bóg wie czego jeszcze,
lekką – niczym pióro Anioła – powłokę ducha.
31 stycznia 2016 r.