Nic tak boleśnie nie rozczarowuje człowieka, jak ludzie, którzy wydawałoby się nas kochają. Kiedy zaskakują nas chamstwem, cynizmem i zwielokrotnionym niezrozumieniem. Naskakują na nas i ranią ostrym jak brzytwa słowem… Co wtedy począć? Na pewno nie należy, wchodzić w życiowe – pedagogiczne role i próbować jego – ją na siłę socjalizować i zmieniać. Takich ludzi się po prostu ignoruje lub eliminuje z bliskiego kręgu. Ja, gdy dotykają mnie takie sytuacje i zachowania bliźnich, uciekam w przeszłość, przytulam się do wspomnień – swojej nieżyjącej matki i na Jej (wyobrażonym przeze mnie) ramieniu wypłakuje się i wyciszam, by przywrócić w sobie harmonię duszy i ciała…
1.
Widzę Cię w myślach i w kroplach deszczu.
Czuję sercem – wspomnieniem.
Miłości moja dawna.
Wierna.
23 kwietnia 2016 r.
2.
Pół żartem, pół serio”
Człowieku,
w moich wierszach nie znajdziesz programów na lepsze życie,
zamiast wydatnej – subtelnej – puenty jest kropka zamykająca zdanie.
W moich wierszach rym bywa gościem,
bo pisać zwyczajniej jest prościej.
W moich wierszach bywa apostrofa do miłości
i afirmacja złości, i nastrój, co mu starość doskwiera
i twardy sen Hypnosa – wiecznego żonglera ludzkim życiem.
W moich wierszach strofa ociera się o bajanie,
o wielką radość,
o płacz,
o kobiece wzloty i upadki,
o niedostatki,
o ludzką biedę, którą świat ignoruje
i jakiś prostaczek bezdusznie komentuje,
sarkazmem plując na prawo na lewo w rytmie całodobowym nienawidząc człowieka,
który przed jego natarczywym słowem ucieka…
07 lipca 1986 r.
3.
Nie dam ci wstążki błękitnej.
Nie powiem: „Precz mi z oczu!”
Przygarnę, przebaczę, a potem zginę – odfrunę,
jak pierwszy zwiastun jaskółek w nocy.
02 kwietnia 1976 r.
Autor: Danuta Schmeling