(Kicz)ować, (kicz)uję, (kicz)owanie, wy(kicz)ować, za(kicz)ować, pod(kicz)ować….” – to neologizmy, które wymyśliłam na użytek pisania tekstów wierszopodobnych. Skąd taki pomysł? Z samej siebie, bowiem mam świadomość tego jak różne są moje wiersze, jak wiele w nich “niedoskonałej doskonałości” … – pisząc tę ostatnią myśl – frazę z wielkim dystansem do pisania i do siebie…
Jaką moje artefakty mają recenzencką wycenę, trudno powiedzieć. Ale bardzo je lubię, bo każde z napisanych w nich słów i fraz zostały “wy(kicz)owane” przeze mnie samodzielnie, bez uciekania się do podglądania internetowych autorów czy “wyklikanych” poetów z górnej – internetowej półki… Dlaczego? Bo… “nie wszystko marnością jest, co metaforą w świecie się nie świeci! Wie o tym każdy Autor, a nawet uznani – “wyklikani” Poeci…”
Słowa
nas odpychają
i przyciągają. Mnie hipnotyzują swoją mocą
i gadżetami.
Kokieterią,
kodem intencji zbitych w myśl
jaskrawą
i (bez) znaczeniami.
Emocją na rubieżach umysłu,
serca i ciała.
Liniami papilarnymi pióra.
Jakby rozum chciał,
a miłość mocno pragnęła,
lecz tajemnicy sensu
się bała.
Słowa nas ciągle usidlają,
uwodzą, obrażają,
zanurzają w sobie.
By coś w pamięci
zostawić po sobie.
Po epoce klikania,
(kicz) owaniu…
Nagle bard – poeta rzekł:
Nic tu po was i po mnie!
Pora zamknąć duszę,
bo pisanie mnie marą senną
łamie i się pustosłowiem fraz,
jak pisklę zielonej gąski
uduszę…
8 lutego 2018 r.
Vide: fot.priv.