Marek Hłasko – polski James Dean, prozaik i buntownik z wyboru. Dla mnie – facet z pazurem. Niepoprawny skandalista i mag, twórca (swojej) niebanalnej historii. Był czas, że zaczytywałam się jego opowiadaniami, które
nobilitowały bunt przeciwko PRL-owskiej rzeczywistości, w której wzrastałam. Jemu poświęcam tych parę wersów, by uczcić Jego pamięć.
1.
“(…) zmieniając bieg….”
Wiem, żyłem w wilczym pędzie.
Bylem tu i tam:
pomiędzy Francją, Włochami,
Niemcami a Izraelem.
Kochałem,
ale nie za wszelką cenę.
Często cofałem się,
zmieniając bieg marymonckiej historii.
Legendy powstałej z banału życia,
myśli biografów
i zbuntowanych jak ja aniołów.
2. ” (…) Czekam…”
To już koniec
Kropka.
Wokół mnie cisza.
Cisza:
bezbrzeżna,
bezskrzydła.
Nijaka.
Nicość.
Oderwany od swojego ciała
dryfuję po nieba przestworzach,
odległych gwiazd konstelacjach.
Czekam.
Na co czekam?
Rzekomo na początek końca…
24 listopada 2015 r.