Uświadomiłam sobie niedawno, jak bardzo cenię w ludziach skromność. Zwyczajność, choćby miała znamiona niezwyczajności. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Nie lubię w homo sapiens wyniosłości, bowiem ta z pozoru banalna cecha unicestwia w nas szczerość i prostotę. Dwie spośród wielu szlachetnych cech ludzkiego charakteru, które czynią z człowieka kogoś wyjątkowego! Bo jako ludzie – urodzeni dla świata i nieba – jesteśmy w swym CZŁOWIECZEŃSTWIE wyjątkowi, nawet jeśli odczuwamy na swoich plecach ciężar własnych upadków, nieprawych zachowań: podłości, zawiści, szyderstwa, zdrady i Bóg jeden wie, czego jeszcze. Na szczęście amplituda tych skrajności bywa zmienną i po wielu trudach przeważnie wychodzimy na prostą.
Przyznam się bez bicia, że mnie samej nie raz, nie dwa zdarzało się mieć takie czy owakie problemy, nigdy jednak nie dotyczyło to zarozumialstwa i wywyższania się, cokolwiek bym w życiu nie robiła. Mam jednak świadomość naszej zmienności i inności, więc akceptuję wokół siebie skromnych ludzi i tych z wyśrubowanym w górę “ego”… Uznając, temat zagajenia za wyczerpany, zapraszam Państwa do świata epiki, by mogli Państwo okiełznać słowem i myślą perypetie bohaterów mojej szufladowej powieści: “Złodziejka czasu”. Miłego czytania.

NA CHYBIŁ TRAFIŁ

W domu Szumowskich słychać było głośne odgłosy muzyki. To angielska piosenkarka Adele śpiewała w radiu piosenkę: “Make you feel my love”. Zajęty sprzątaniem January, z ssawką odkurzacza w ręku, przemierzał niewielkie odległości pomiędzy kuchnią, łazienką i dwoma pokojami. Lubił sprzątać, chociaż tajemnicą poliszynela było, że robił to naprawdę bardzo rzadko. Zbliżała się pora powrotu Walerii z pracy, dlatego pragnął zaimponować jej schludnym wyglądem mieszkania i smaczną obiadokolacją. Miał tyle do nadrobienia, że nie wiedział od czego zacząć. Postanowił więc zaimponować jej czystością w domu i kulinariami. Miał nosa, bo Waleria uwielbiała czystość, tak jak uwielbiała dobrze przygotowane posiłki. Może zapomni wreszcie o jego wyjeździe do Zakopanego, bo on o jej wyjeździe do Paryża, już dawno zapomniał.
– Ej, co to za porządki? – spytała Waleria, wchodząc do domu. – Robisz za majordomusa?
– Naoglądałeś się filmów, czy może dzisiaj postanowiłeś zawlec mnie do łóżka? – żartowała, by zniwelować pomiędzy nimi napięcie utrzymujące się od kilkunastu tygodni.
– Nikogo nie zamierzam zawlec do łóżka siłą, sama ulegniesz mojemu czarowi i oddasz mi się bez żadnych oporów!
– A więc dlaczego to zrobiłeś? – rzekła, stojąc w progu pokoju.
– Bo cię kocham, ale ty jesteś ciągle zajęta pisaniem swojej książki – leniwie odpowiedział. Niepohamowana złość nazbyt często czyniąca z Januarego łobuza i awanturnika, tym razem nie wypłynęła na wierzch, jedynie bezwiednie opadła na dno jego duszy. Waleria była w szoku, że facet którego tak bardzo nienawidziła za jego upór, wyniosłość i podły charakter, potrafił być dżentelmenem. Nietrudno można się było domyśleć końca dzisiejszych wydarzeń: ciepła obiadokolacja, dobre portugalskie lub francuskie wino i odprężający seks mogłyby położyć kres ich ciągłej wojnie przybierającej formy krwawych potyczek i wielkich bitew.
– Nooo, mój drogi, pisanie przeze mnie książki mogłoby mi się nigdy nie przydarzyć, gdybyś nie skazał mnie na okrutną samotność, której oznaki utrwaliły się w naszym wspólnym życiu po mojej i oczywiście twojej stronie.
Od lat zaniedbywałeś mnie towarzysko, dlatego żeby nie zwariować, zaczęłam pisać, ale ty tego nigdy nie zrozumiesz…
– Mnie też nie było łatwo – rzekł. – Ja też się w tym wszystkim pogubiłem i czułem się osaczony przez rzeczywistość, która nas wtedy otaczała – szepnął, gasząc jednocześnie papierosa. W jego głosie nie było złości ani bezdusznego oskarżania Walerii.
– A ja myślałam, że przestałeś mnie kochać – mówiła bez przekonania. Doskonale wiedziała, że z tym pisaniem nie było do końca tak, jak mu mówiła. Aby przerwać kawalkadę czynionych sobie obopólnie wymówek January wziął pod rękę swoją kobietę i powiedział:
– Przestańmy czynić sobie w nieskończoność zarzuty i przejdźmy do pokoju, żeby posmakować tego, co na dzisiejsze popołudnie do zjedzenia z taki poświęceniem i trudem przygotowałem.
Waleria patrzyła na niego z życzliwością, ale i także pożałowania godnym współczuciem. Było jej go żal, dlatego nie oponowała przeciwko propozycji, jaką jej przed chwilą złożył. Bez słowa podniosła się z krzesła i udała za mężem w stronę pokoju i nakrytego po brzegi stołu. Podchodząc do niego dostrzegła, że na srebrnej tacy, obok głównego dania i przystawek, leży złoty medalion w kształcie serca z wygrawerowaną inskrypcją: Mojej jedynej miłości – January. Zaskoczona tym co zobaczyła, usiadła bez słowa na wskazanym przez Januarego miejscu i nalała sobie do kieliszka odrobinę wytrawnego wina. Mąż, widząc jak jest podekscytowana, zachęcił ją do konsumpcji, wcześniej jednak wręczył jej medalion z sercem… Ona, ulegając czarowi tej wyjątkowej chwili, pozwoliła sobie nałożyć na swoją smukłą szyję złoty wisiorek i złożywszy soczysty pocałunek na policzku Januarego, powiedziała:
– Dziękuję za wszystko. Ale nie wiem, czym sobie zasłużyłam? January udając, że nie słyszy pytania, z kurtuazją, ale i przekorą jej odpowiedział:
– Nieważne czy zasłużyłaś. Ważne, że ze mną jesteś i to mi w zupełności wystarczy! Atmosfera zrobiła się wyjątkowo przyjemna. Zapach głównego dania – kaczki zapiekanej z jabłkami i prowansalskimi ziołami – rozchodził się po całym mieszkaniu, pieszcząc wonią upieczonego mięsa zmysły i podniebienie degustujących.
Oddając się przyjemności posiłkowania, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu poczuli się oboje ze sobą naprawdę szczęśliwi. Nawet światło wylewające się na pokój sprawiało wrażenie omotanego czułością kochanków. Po kolacji Waleria i January udali się do pokoju, by skonsumować miłość i wbrew wszelkiej logice życia stali się jak dawniej jednym grzesznym ciałem i jedną duszą.

Autor: Danuta Schmeling

Author

Write A Comment