Rodzice zawsze byli dla mnie ważni, szczególnie mama, której rola – w moim życiu – nie ograniczała się wyłącznie do macierzyństwa. Od kiedy pamiętam, ukochana mama zawsze była moją przyjaciółką przez wielkie „P”, mądrą, skromną, wierną i naprawdę szczerze po ludzku oddaną. Najprawdziwszą fanką mojego człowieczeństwa.
Chociaż uważano ją za kobietę bardzo mocnego charakteru, w rzeczywistości była osobą “kruchą” i bardzo wrażliwą, czyniącą z życia swojej rodziny prawdziwie ziemskie niebo. Pracowita, niezwykle zadbana i dobra szczerze kochała swoje dzieci. Bez względu na różne, czasem złe – krzywdzące ją – okoliczności życia, zawsze umiała znaleźć dla nas czas i dobre, życzliwe słowo. Jej przymioty charakteru były dla mnie od dziecka fascynujące i proszę mi wierzyć niczego nie idealizuję…
    Prawdziwy rodowód mojej mamy, jak bardzo wielu Polaków ze Wschodu, odnosi się właściwie do przedwojennej – drugiej Rzeczypospolitej, a dokładnie okolic pięknego Tarnopola, mieszczących się obecnie w granicach dzisiejszej Ukrainy. Stamtąd wraz z rodzeństwem i moją babcią Marynią przyjechała na zachód Polski, by odnaleźć w „nowej rzeczywistości” prawdziwy dom, pozbawiony wojennego chaosu – dostatni i szczęśliwy – prawdziwie swojski, jak ten, który na Podolu za sobą na zawsze pozostawiła. Oczywiście ponad wszelką wątpliwość kochała życie. Była wierną Bogu i miała w tym względzie twarde, i mocne zasady. Chętnie pomagała bliźnim, rozumiejąc ich potrzeby i nigdy się z nich nie wyśmiewała. Bywało, że zamykała się w sobie, wtedy wiedziałam, że w jej życiu coś szwankuje. Że cierpi, tracąc cierpliwość i chęć do życia… Gdy zawodziło ją zdrowie, naprawdę cierpiała. Ale znosiła swój krzyż z niezwykłą godnością…Teraz, gdy Jej już nie ma, pozostały mi po Niej tylko stare zdjęcia, moje dawne wiersze i wspomnienia…
***
W piwnych oczach mamy widzę swoje życie radosne i szczęśliwe,                                                                                            pławiące się w dobrobycie i w słowach,                                                                                                                                               które z tomikiem wierszy do szuflady chowam…
***
Telefon milczy,
mama nie dzwoni,
pewnie siedzi wśród czerwonych pelargonii i  podlewa marzenia.
Kochana  nasza mama ciągle czasu nie ma…
***
Ona nie umarła.
Ona żyje –  niebo Ją kryje!
Danuta Schmeling
Author

Write A Comment