Namnożyło się nam poetów
jak grzybów po jesiennym deszczu.
Każdy łudzi się nadzieją,
że sięga “talentu i pióra” uznanych
POLSKICH WIESZCZÓW.
Tacy niewinni
samorodni i samozwańczy artyści,
i ich (nie)dyplomowani recenzenci.
Uciekający od realizmu życia,
pozornie uwikłani w bezkonfliktowy
świat,
w którym kult wyobraźni i słowa
KULTUROWE
triumfy i awanse społeczne święci.
Uzależnieni od braw i czytelniczej –
cudzej przychylności.
Szukający plemiennej wspólnoty
w bezczasowym micie o własnej
doskonałości i nieprzemijalności.
Namnożyło się nam
kreatorów piękna i metaforycznej –
szmiry – liry,
co to czują i sercem, i piórem,
autorów walczących
z “uprywatnieniem” swobody,
z aranżerami kpiny
dla czytelniczej – social medialnej
– wirtualnej rodziny.