Jeśli już – to sycą swoje ego zapatrzone w siebie, choć niektórym udaje się wyjść poza strefę swojego “poetyckiego narcyzmu” i zachwycą wersem, i frazą oraz pogłębioną refleksją o życiu – bez parcia na sławę przetłumaczoną na kilka europejskich języków.
Poezjowanie to zabawa słowem – żadna misja. Czas romantyków i XX w. poetów “desperatów” osaczonych “tyranią zmysłów” – niepokornych naprawiaczy świata – dawno już minął wraz ze śmiercią C.K. Norwida, A. Mickiewicza, J. Słowackiego, K.K. Baczyńskiego a nawet samego T. Różewicza czy Z. Herberta.
Pragnę kontaktu z poezją bez drugiego – trzeciego dna, pokorną, pisaną w tonie niezakłamanej prawdy o życiu i człowieku, która nie osacza nikogo trywialnością ani metafizyczną podniosłością usytuowaną między biegunem naturalizmu i historycznego heroizmu. Mówiącą ludzkim głosem bez “koziego pobekiwania”. Pragnę poezji bez żywiołów: chaosu i sztucznej ekstazy! Pozdrawiam – autorka bloga.
Progresywizm literacki
z poezji uczynił prozę.
Wyparł r y m
z usłużnej m e t a f o r y
uczynił narzędzie
neofilologicznego
słowotoku, by nie rzec:
pospolitą – “beczącą kozę”,
tworząc – jak Stwórca nakazał –
formalne związki z frazeologią,
zaskakując nierzadko
bezsensem znaczeń –
demagogią.
I jak ma w tym wszystkim
biedny laik – czytelnik się
nie pogubić.
Odnaleźć drogę do piękna,
poezji z krwi kości – świata
niezwyczajnych ludzi?