Ten upalny – czerwcowy tydzień spędzam w moim rodzinnym miasteczku. Bywam w nim od śmierci Taty. Dlaczego wracam, a właściwie wróciłam do domu? W nim czuję się swojsko i najbezpieczniej… W nim czuję zapach minionych wiosen, słyszę śmiech swoich zmarłych – ukochanych rodziców, świergot ptaków; szum rzeki, wiatru, dźwięk dudniącego o szyby deszczu, zapach lip i piwonii … czterech pór roku, które są zupełnie inne o tych , które były i są mi znane z mojego dorosłego życia oderwanego od Chojnowa. Czy te drugie były – są gorsze? Były – są inne – równie dla mnie ważne i kochane, jak wszystko, co się wokół mnie przez wiele lat działo i nadal dzieje… w dolnośląskiej Legnicy…
Zapisane są w nas
różne smaki miłości,
różne chwile
przesiąknięte radością
i smutkami.
Zapisane są w nas
dźwięki: deszczu, płaczu
i śmiechu.
Rozpaczy na wyrost!
Euforii płochej jak wróbelek.
Rozhisteryzowanej niepewności.
Vide: 1.- 2. fot. priv.