Rola własnych dzieci w moim życiu jest przeogromna. Są mi bliskie, kochane – bez względu na ich wiek i stan posiadania doświadczeń… A ja, cóż występuję w ich życiu w roli rodzicielki, powiernicy trosk niesionych na czarnych skrzydłach losu. Matką – poetką, lekarstwem na bolączki życia…
L I R Y K A O S O B I S T A
1.
TAK BYŁO
Łukaszowi
Zszedłeś
do mnie z Panteonu nieba.
Malutki,
bezbronny,
po synowsku ufny…
Śpiewałam Ci kołysanki.
Nosiłam na rękach miłości
przyuczona przez los
do macierzyńskiej roli.
A ty realnie
dojrzewałeś w moim sercu
kolorami życia
na kształt kwiatu w ogrodzie nierajskim,
lecz ziemskim,
bym śmielej mogła
zapachem Twojego życia
cieszyć matczyne zmysły
najprawdziwszym ludzkim szczęściem.
Pod wodzą Boga
i swojego taty
stawałeś się bohaterem swojego życia
i odziedziczonej po mnie wolności!
Naśladując niewinnością
i dobrem szczodrego Pana Boga,
oraz swojego Anioła Stróża,
spełniałeś się,
będąc człowieczym synem –
MOIM SYNEM
z pierwszeństwem czułości… –
strywializowanej przez świat miłości
obojga rodziców!
2.
PANNA POLNA Tomaszowi
Panno polna,
siewna, częstochowska –
uwielbiana przez tłumy,
kochana niemal bezustannie.
Chcę zasmakować twojej miłości.
Ocenić jej formę –
poziom wrażliwości sentymentalnej.
Panno kapliczkowa,
ogrodowa, leśna,
zwiewna jak wiatr –
zrzuć ze świata ciężar owoców grzechu, bym mógł na końcu drogi
bez lęku wspiąć się na szczyt nieba
i stanąć ponad granicą dobra – zła
w cieniu miłości większej
niż materia świata widzialnego.
3.