Przez minione lata niemało nauczyłam się od ludzi i życia.
Bywało różnie: raz na wozie, raz pod wozem… Nigdy jednak nie było tak źle, żebym straciła do człowieka i do życia całkowicie zaufanie i popadła w melancholię lub płochliwą jak wiewiórka panikę. Zawsze potrafiłam, i tak mi pozostało do dziś, zdystansować się do tego, co mnie w życiu spotykało (i spotyka). Dzięki temu nauczyłam się w mojej wędrówce przez życie pokonywać zakręt za zakrętem, choć nieraz bolało, bo musiało boleć. Czasem płakałam, ale paradoksalnie stawałam się silniejszą i mądrzejszą, a moja dusza hardziała.
Na szczęście, obawa, że mogłabym być przez ludzi odepchniętą, nigdy nie przysłaniała mi rozsądku i radości życia. Nie wszystkim przecież musimy się podobać i zabiegać o ich uwagę. Takie podejście do życia, pozwoliło mi uniknąć wielu niedomówień i nierealnych oczekiwań wobec ludzi i siebie, czego i Państwu z całego serca życzę!
A na powitanie dnia wiersze z dedykacją dla Czytelników mojego bloga.
1.
Życie i Człowieku!
Żeby kochać cię,
musiałam nauczyć się,
tolerować twoje słabości.
Udawać, że ból nie istnieje,
śmiać się, gdy chciałam płakać,
milczeć, gdy chciałam krzyczeć,
cieszyć się,
choć kiepsko mnie się z wami –
od czasu do czasu –
(tutaj) żyje.
15 sierpnia 1979 r.
2.
Analizując dzienne sprawy,
patrzymy sobie w oczy.
Jak kochankowie –
w nieprzeniknionej źrenicy czasu –
ze niecierpliwieniem szukamy siebie
i chociaż kamienują nas grzechy,
obłąkani miłością dusz w nadziei na lepsze jutro zasypiamy.
22 stycznia 1980 r.