Czym jest cierpienie nie muszę nikomu z Państwa tłumaczyć. Każdy z nas wie o tym doskonale.
Nie znam osoby, która nie wpadłaby w jego sidła. Mnie rzekomo nawet w dzieciństwie ono nie omijało. Na szczęście wraz z dorastaniem moje takie czy siakie cierpienia i smutki przemijały, by ponownie z impetem zaistnieć… Nie ma dnia, bym nie odczuwała skutków ich pojawiania się, ale nie narzekam. Cenię sobie każde przebudzenie i każdy oddech, bo są na wagę złota. Był czas, że użalałam się nad sobą, mając pretensję za cierpienie i życiowe zawirowania do losu, Boga – świata. Dzisiaj dostrzegam w cierpieniu mądrość Bożą, bo przez niedosyt zdrowia i inne życiowe niedomagania i porażki, moja dusza z dnia na dzień pokornieje i szlachetnie. Jest bardziej ludzką! O niebo lepszą, świadomą swego człowieczego losu i sensu życia.
Cierpiąc i znosząc przeciwności losu, zrozumiałam, że nic poza tym co mam, mnie się więcej od życia nie należy i że wszystko inne to zbytek, który mącił mi umysł i serce. Musiało jednak minąć sporo czasu, nim tę oczywistą oczywistość w sobie odkryłam, polubiłam i zaakceptowałam. A teraz zapraszam na małe co nieco, pomiędzy poezją a prozą życia. Miłego – refleksyjnego czytania.
POEZJA
1.
Żeby wiedzieć, czym jest ból i cierpienie,
trzeba być zranionym.
Przez zdradzoną miłość, fałszywą przyjaźń –
jak drzewo – na ziemię powalonym.
Złamanym na pół.
08 marca 2016 r.
2.
“Płakać nie warto”
Policzkowało mnie życie wielokrotnie,
depcząc ludzką godność.
Na szczęście
kordon zimnolubnych przyjaciół odpadł,
zła miłość bezpowrotnie odeszła –
a ja nie do końca spopielała
po czasie odzyskałam dawną pewność siebie
i złapałam wiatr w skrzydła.
Słowami – jak kiedyś – zaistniałam.
07 marca 2016 r.
3.
Nie dam ci wstążki błękitnej
Nie powiem: „Precz mi z oczu!”
Przygarnę, przebaczę a potem zginę,
jak pierwszy zwiastun jaskółek w nocy…
02 kwietnia 1976 r.
PROZA
Spotkanie z gospodarzami – epizod IV, fragmenty… [„Krótki traktat o aniołach”]
(…) Tego dnia, gdy wróciła po pracy do „Domu Pod Wędrownym Aniołem”, nie spuszczała Samuela z oka. Jego milczenie wskazywało na to, że nie będzie dziś tak wylewny w rozmowie jak złotousty Boreasz czy Mateusz…
Nie pozbawiając siebie przyjemności cieszenia się z wolnej chwili, kobieta zaczęła przebierać się w przygotowane wcześniej ciuchy, intensywnie rozmyślając:
– A niech tam, nie chce Samuel gadać, to nie. Ważne, że jest już po nocnej wyprawie do nieba i, że powrócił cały i zdrowy. Wszystko mi jedno czy będę skazana na niemówienie… Nagadałam się w szkole nadto wiele, że mogę dla odmiany trochę pomilczeć. Naładowana dobrymi emocjami wyszła na korytarz, w głębi którego słyszała pomruk popielatego kota i ściszoną rozmowę niemałej gromadki wesołych aniołów. Oczywiście w prowadzeniu dialogu pomiędzy nimi dominowała Ramona, która z anielską sobie wprawą opowiadała o panu domu, który rzekomo zajmował się dziś wykaszaniem trawy. Gdy Danuta wyszła przed dom upiększony zielenią, w głębi ogródka dostrzegła pana Jerzego, który odkłoniwszy się jej na powitanie, zajął się tym, co wcześniej robił. Danuta natomiast udała się w stronę najbliższego sklepiku „Konwalia” po słodycze, których nie potrafiła sobie od wielu lat odmówić. Odległość pomiędzy „Domem Pod Wędrownym Aniołem”, a dobrze znanym w okolicy sklepem, pokonała dość szybko, co wprawiło ją
w dobry humor.
– Dzień dobry! – z uśmiechem na twarzy rzuciła starszej pani ze sklepu na powitanie…
– A to pani! – odpowiedziała ekspedientka i po błyskawicznej wymianie grzeczności z Danutą, zapakowała wskazane przez nią kruchutkie ciasteczka, za które tamta z przyjemnością zapłaciła, udając się w chwilę potem w stronę swojego nowego lokum. Wracając do siebie, minęła po drodze grupę rozwrzeszczanych gimnazjalistów, którzy
z wychowawcą – panem Leszkiem – zmierzali w nieznanym kierunku.
Mijając ich w pośpiechu, uświadomiła sobie, że jako kobieta dojrzała, nauczyła się cenić w ludziach każdy odruch ich bezinteresownej życzliwości… To właśnie dlatego, żeby podtrzymać dobre stosunki z bliźnimi, postanowiła porozmawiać z właścicielami „Domu Pod Wędrownym Aniołem” o sobie, życiu i pięknie otaczającego ją świata. Pewnie dlatego, gdy zobaczyła przed domem panią Joannę, grzecznie poprosiła o spotkanie.
Pomyślała wtedy, że może powinni się bliżej poznać, ale czy była w tym momencie taktowną? – nie jestem o tym do końca przekonana. Przedsiębiorczy małżonkowie, których Danuta podziwiała za pomysł na życie, obdarzeni wyjątkową empatią i życzliwością, uśmiechnęli się do siebie znacząco i zanim Danka powróciła ze sklepu, przygotowali się na spotkanie, choć jestem przekonana, że niespodziewana wizyta kobiety w prywatnej części ich zaczarowanego domu, nieco ich zaskoczyła, a także pokrzyżowała wtorkowo-popołudniowe plany.
– Już jestem! – radośnie wykrzyknęła Danuta i poszła się przebrać. A po wyjściu z pokoju zwróciła się w stronę niedawno poznanego pana Jerzego:
– Dzień doby, panie Jerzy! – głos Danuty rozchodził się po korytarzu, wypełniając po brzegi każdy z jego kątów.
Gdy usiedli wszyscy razem na tarasie, którego widok wychodził na Szrenicę, w jej sercu pojawiło się uczucie tkliwości z powodu wzruszenia wywołanego wspomnianym spotkaniem…
Za to emocjonalne, żenujące wręcz potknięcie odpowiedzialne było samotne serce nieznajomej, rządzące się od dawna swoimi ludzkimi prawami, czyniąc mętlik w głowie Danuty i wzbudzając niepokój w jej bardzo wrażliwej duszy… Ale Danka ze szczęścia, wzruszenia i czułości tego dnia nie eksplodowała, pomimo że cieszyła się każdą chwilą spędzoną z panią Joanną i jej mężem Jerzym.
Naturalnie, jak na ludzi dobrze wychowanych, rozmawiali ze sobą z należytą uwagą i towarzyskim zaangażowaniem, posiłkując się truskawkami i maślanymi ciasteczkami. Zapijając każde wypowiedziane przez siebie zdania pyszną herbatą i kawą, brnęli sukcesywnie do końca spotkania… Czas umilał im anielski głos Samuela, którego tembr rozchodził się we wszystkich kierunkach okazałego domu. W burzliwej dyskusji o pracy, pisarstwie, przyjaźni międzyludzkiej, sensie życia oraz bezpańskich aniołach, rozmowa przeszła na rodzinę i dzieci, i nim wszyscy się zorientowali, wybiła godzina dwudziesta pierwsza.
Mając na uwadze późną porę, Danuta podziękowała gospodarzom za przemiłe spotkanie i żegnając ich serdecznie, oddaliła się w stronę swojego, przytulnego pokoju. Przerywając pomrukiwanie podwórkowego kota, zatopiła się w myślach, które zwróciła w kierunku Darka i Michaliny, za którymi bardzo tęskniła. W końcu przestała myśleć o nich, westchnęła i wyjęła z kieszeni czarnej torebki telefon komórkowy. Wybrawszy numer do męża, zadzwoniła:
– Witaj kochanie! Co u Ciebie słychać? – spytała.
– U mnie wszystko w porządku – odpowiedział Darek. – Czy jesteś zadowolona z pobytu w „Domu Pod Wędrownym Aniołem”?
– Oj, tak! Jestem zadowolona. – Polubiłam to miejsce i czuję się tutaj jak u siebie w domu…