Listopad, miesiąc dziadowskich – słowiańskich – uduchowionych dywagacji na temat tego co było. Czas wspominania umarłych, zdarzeń minionych, radosnych, z ich niezastąpionym udziałem. Chwile ciężkie, nostalgiczne – nasycone uśmiechem przez łzy, krajobrazami minionej przeszłości i ludźmi, którzy przeminęli.
To dlatego tak bardzo kocham ZADUSZKI z polską obrzędowością w tle, tłumy ludzi na cmentarzach przed, w trakcie świąt, nawet po… Nie ma tego we Francji, nie ma w Niemczech. Cmentarze są puste i tylko gdzieniegdzie ktoś pochyla się nad czyjąś mogiłą… Temat śmierci bliskich w tych pięknych krajach jest przemilczany lub dyskretnie wyciszany, jakby nie istniał. Ważne jest tylko tu i teraz!
A przecież, jako ludzie, wszyscy jesteśmy śmiertelni i temat przemijania nie powinien nas ani bulwersować, ani irytować, bowiem śmierć jest naszym ostatecznym przeznaczeniem, cokolwiek to dla szarego człowieka znaczy. Nie zamierzam jednak umniejszać rangi zwyczajów i obyczajów wspomnianych krajów, bo cenię sobie ich kulturę… i inność. Moja aluzja wynika raczej z zadziwienia, niż krytycyzmu; mam bowiem świadomość, że każdy naród – europejska wspólnota funkcjonuje, jak chce – według własnych upodobań i wartości społecznych, i ceremonialnych, związanych ze świętami.
Cóż, jestem Polką z krwi i kości, to dlatego jest we mnie takie, nie inne spojrzenie na świat… i gorzkawa jak piołun nostalgia, mocno osadzona w polskiej tradycji i chrześcijaństwie, choć nie narzucam się z nią innym ludziom spoza kręgu środkowoeuropejskiej kultury. Szanuję inność i odrębność narodową, i kulturową Europejczyków, co nie zmienia faktu, że epatuję swoimi spostrzeżeniami i myślami na niniejszym blogu, który nie jest encyklopedycznym przewodnikiem po wybranych krajach, jedynie po moich intelektualnych poszukiwaniach i podróżach w głąb siebie… Zapraszam do czytania!
L I R Y K A