Czym jestem starsza, tym łatwiej dociera do mnie to, że jestem śmiertelna, a moje życie jest chwilą, która może się w każdym jego momencie skończyć. Oczywiście ta świadomość, wzbudza we mnie lęk i totalną bezradność. Tak jak przestrach i niemoc budzi we mnie starość mojego Taty. Jeszcze parę miesięcy temu czuł się na tyle dobrze, by wychodzić z domu…Teraz niestety musi o spacerach czy wędrówkach po sklepach zapomnieć… Jestem tym przerażona. On – kiedyś taki aktywny i zaangażowany w życie rodziny – oswaja się z powolnym odchodzeniem w cień, z czym trudno mi się pogodzić i pokornie ten fakt zaakceptować.
Zawsze podziwiałam Ojca za mrówczą pracowitość i kompletny brak w sobie zniecierpliwienia i wydumanych wymagań wobec życia. Jego dewizą była skromność, pracowitość i umiejętność cieszenia się każdym, choćby najmniejszym, drobiazgiem. Te cechy charakteru ceniłam w nim i cenię najbardziej, bo inne wydają mi się zbyt banalne i oczywiste, żeby się nad nimi szczególnie pochylać. Przez pryzmat długich lat i doświadczeń, które nas ze sobą mocno związały, śmiało mogę powiedzieć, mam wyjątkowego Tatę i takim Go na zawsze zapamiętam, gdy przekroczy linię życia i śmierci. Oby żył jak najdłużej… Póki co serce ma (jak na swoje lata) zdrowe i myśli jasne, bo możemy się komunikować i cieszyć się sobą!
Dzisiejszy wpis dedykuję mojemu kochanemu Ojcu, bo jest mężczyzną, którego miłości mogę być najbardziej pewną. Tato – kocham Cię!
BIAŁA OCZAMI CÓRKI
Biała, to przybrana,
rodzinna przystań
mojego kochanego Ojca:
murowany dom,
tysiące wspomnień
i promieni żółtego słońca.
A za domem staw, a na wprost stawu
drewniana stara szopa i wielka stodoła,
i domowe ptactwo…
A obok domu
kawałek dużego ogródka,
a w samym środku niego,
pomiędzy grządkami babcia Pola pochylona
nad czerwonymi truskawkami…
i mój Tato młody,
słynący w okolicy z dobrego serca,
skromności i bieszczadzkiej urody…
Vide: fot. priv.