Zamiast porannej kawy,  proponuję Państwu nieco “przekombinowany treścią” wiersz oraz fragment książki pt.: “Złodziejka czasu” – dobrego dnia!
POEZJA
W zawierusze teraźniejszych –                                                                                                                                                  
nowoczesnych
czasów                                                                                                                                                                                    
POEZJA ma się dobrze.
Wychodzi do ludzi płci obu –
wywodzących się z nacji wielu –
na boso,
z impetem szkwału i…
szalejącej wersologii,
dochodząc do wymyślonego celu.
 
Zniewala,
zaklinając ilością
słów trawestujących ludzkie życie.
Miłością skamlącą o czułość
i uwagę lub choćby jedno, jedyne
ciepłe przytulenie –
bez filozofii mentorów i euforii –
dyskretnie i skrycie.
I mogłabym
dopatrzyć się w tej
medialnej niewolnicy
zaczepnej frazy,
która poprowadziłaby ludzkość
na rozlewiska wzburzonych wiatrem tropów.
 
Metafor ujarzmionych
romansową emocją kochania –
w sadzie z czerwonymi jabłkami
posadzonymi wzdłuż
szemrzącego tajemnicą i potęgą Boga –
błękitnego ruczaju,
wypełnionego damsko-męskimi
marzeniami
tęsknotami.
 
5 października 2018 r.
PROZA
Po drugiej stronie świadomości – epizod 2.
W swojej dość tradycyjnej, choć niezwyczajnej rodzinie, Waleria jako druga kobieta (po prababce) zmagała się ze słowem. Nikt poza nią i Antoniną tak skutecznie nie uciekał od bezsensu ludzkiego życia zdominowanego przez pracę zawodową, a także pieniądze. Była z tej uwielbianej przez siebie pasji podpatrywania rzeczywistości i pisania, naprawdę bardzo dumna. Niestety wiele osób – poza nią – nie rozumiało motywów jej grafomańskiego zamiłowania ani w żaden skuteczny sposób nie przeciwdziałało temu, co na co dzień podstępnie i samowolnie wyprawiała, żeby za wszelką cenę móc rozwijać się literacko i kontynuować swoje babskie fascynacje czy manifestować „rozindyczone”– niepoprawne z punktu widzenia społecznego – prowokacyjne, słowne fanaberie.
Fikcyjna Józefka, jak ją pospolicie nazywała – wydumana z obrazów zawłaszczonej przeszłości, pozwalała jej na dialog z własną duszą oraz jej kobiecymi emocjami. Były to dla niej wyjątkowo ważne chwile, na tyle intymne i piękne, że nie chciała z nich dobrowolnie zrezygnować. Nawiasem mówiąc, ceniła je tak, jak ceni się diamenty, których nigdy w życiu nie posiadała, a które robiły na Walerii ogromnie wielkie wrażenie…
Zresztą te wyjątkowe chwile, pełne wielu tajemnic i niebanalnych sekretów, zapewniały jej poczucie wartości, jak również ukojenie i bezwzględnie upragniony spokój. Ponieważ uważała, że nie musi się ze swoich literackich kontemplacji czy emocjonalnych stanów i uczuć nikomu spowiadać ani z nich tłumaczyć, oddawała się tej “wariackiej” – intelektualnej pieszczocie i pasji.
Dwoistość tej relacji i dialektycznej natury miała swoje życiowe uzasadnienie. Pozwalała obu kobietom współgrać, zwyczajnie i niezależnie po ludzku trwać, i istnieć. Bo przecież oczywistym było, że obie kobiety to jedna materia,
ale podzielona na dwie niezależne od siebie istoty oraz dwa wyodrębnione myślą i ręką Walerii – światy. Taki literacki miszmasz. Żart skrojony na miarę kobiecych tęsknot i pisarskich oczekiwań nieposkromionej Walerii Szumowskiej, ale także niewinnych marzeń wyimaginowanej, sympatycznej skądinąd Józki. Marzenia, wizjonerskie projekcje upersonifikowanej i bardzo mocno zmetaforyzowanej jaźni kobiecego rozumu, roztargnienia i strachu przed singlowym bytem promowanym przez medialnych awanturników i celebrytów pozujących na wielkie europejskie i światowe autorytety, i mega gwiazdy.
Na szczęście Waleria nie popierała w ludziach skłonności do destrukcji czy izolowania się od innych, dlatego w żadnym wypadku nie czuła się zagrożona wyalienowaniem. Może dlatego nie bała się swoich myśli i siebie, gdyż w świecie realnym, pomiędzy bytem czasu a bytem świadomości prywatnego trwania, dzielących ludzkie życie – jej życie – na przeszłość
i przyszłość, są byty istniejące tylko na białej kartce papieru.
W psychologii nazwano by tę przedziwną przypadłość i filozofię postrzegania człowieka, i jego żywota – fantazją, być może nawet pospolitym szaleństwem. Ale Waleria nie była szaloną. Kochała swoją intymność i skrajności swego pisarskiego jestestwa i losu. Nie kryła też irytacji dla niezrozumienia dla jej nietuzinkowej, społecznej, pisarskiej arogancji – lubiła czytelników podstępnie prowokować, choć w swoim prywatnym, codziennym, by nie rzec: zabawnym życiu, bezwzględnie unikała zbytecznej prowokacji. Chyba że chodziło o jej tajemniczą Józkę. Kobietę właściwie znikąd – babę bez duszy
i grzesznego ciała – realnych, kobiecych kształtów człowieczeństwa.
Wtedy, jak nigdy, czuła potrzebę wypełnienia tej pustki wystylizowaną przez siebie materią, by nadać Józefinie jakąś własną tożsamość i określić granice jej książkowego bytu, wykreowanego podług literackich prawideł i Bóg wie czego jeszcze. Nie zdawała sobie sprawy z tego, czego się podejmuje i jak wielkie czeka ją przedsięwzięcie. Ale Walerii podobało się to naigrywanie z własnego losu. I jak chyba nikt w wielkim świecie kochała swoje komputerowe zapiski i gryzmoły, i coraz śmielej, i pewniej uczestniczyła w fascynującym akcie tworzenia literackiego świata. To dziwne, powoli stawała się wprawną pisarką, zaświadczającą o swoim przywiązaniu do słowa i epickiej, narracyjnej zabawy…
Vide:
1. fot.pixabay,
* fragment powieści pt.: “Złodziejka czasu” , Danuta Schmeling (sic!)
Author

Write A Comment