Nic dodać, nic ująć… – dlatego nie będzie dzisiaj zbędnego komentarza. Zapraszam do czytania.
JA LIRYCZNE
Przytrafiło mi się pisanie.
Moje myśli i słowa parafrazują życie.
Mitologizują byty,
w których wiosna i miłość
zmysłami świat – ludzkość obłaskawia.
Emocja przeistacza się w górski potok
szumiący (bez)liryzmem codzienności.
Krzykiem ulicy. Szelestem zmiętej kartki z kalendarza…
Przytrafiła mi się miłość. Naturalna.
Haftowana apostrofami. Tkwiąca w (bez)czasie.
Rytmizująca szarą (nie)zwyczajność miłymi gestami rąk
i słów niosących ukojenie – pociechę…
i tak od lat…
Przytrafiła mi się codzienność.
Pełna rozterek i bólu.
Okryta kirem po zagubionych –
wstawienniczych – słowach Boga,
utraconych rodzicach, wypłowiałych od słońca
marzeniach…
Przytrafiła mi się przyjaźń.
Nienachalna. Reszty nie pamiętam.
Vide: fot. priv.