Przyglądam się sobie oraz zabieganemu światu nie od dziś i co widzę? Nędzę i tylko nędzę! Kondycja ludzkości jest mizerna i to nie tylko ze względu na stan zdrowia, ale także ze względu na stan ducha. Niby jesteśmy silni, piękni, mądrzy i dobrze wykształceni, dostajemy wysokie honoraria za pracę, nie musimy oglądać zagranicznych (pornograficznych) “świerszczyków” pod kołdrą, by nacieszyć oczy bezwstydem i nabrać wprawy w uprawianiu seksu, bo wszystko w internecie jest na wyciągnięcie ręki, mamy wille, kochanki, kochanków… – a depresja wyczynia z nami, co chce i kiedy chce.
Dlaczego? Ponieważ w swojej wielkiej naiwności zabiegamy, by ceniono nas za wszelką cenę za wygląd, pieniądze i koneksje, a także za nasze wygórowane ambicje. Tak, własnie ambicje, bez skrupułów i zażenowania przerośnięte do granic “totalnego” absurdu…To dlatego jak czarne wrony czyhamy na okazję, by wspiąć się, choćby po trupach, do góry. Szlag nas trafia, jak sąsiad ma się lepiej od nas… i bez opamiętania objadamy się własną zawiścią oraz zazdrością. A wystarczyłaby odrobina dystansu do siebie, ludzi i świata, by życie nabrało właściwego kolorytu i tonacji. Nigdzie nie jest napisane, że musimy wyglądać jak pięćset euro lub sto dolarów. A nasza praca lub hobby jest pępkiem świata, bo wszystko to, jak mawiał Kohelet, jest tylko “marnością nad marnościami”. Przelotnym romansem z przemijającą codziennością.
Żyjmy dla siebie i ludzi, dla których jesteśmy ważni, bez zimnej – podłej – kalkulacji, że nam się to opłaca. Bądźmy mądrzy i ostrożni, by nie dać się osaczyć przez człowiecze kanalie i do granic przyzwoitości wykorzystać, i kochajmy za nic, wierząc że warto, a uznanie dla naszych zasług samo się objawi bez spazmatycznych odruchów życia… – autorka bloga.
Liryka
Podnieś mnie miłości – Tajemnico Wewnętrznego Światła – z upadających dni!
Niech moje życie nie prowadzi mnie gdziekolwiek. Byle dalej od sensu, byle dalej od siebie!
Naucz rozeznania w sobie trudu kochania ukrytego w darowanym dniu…
Niech wyrocznia delficka nie decyduje za mnie – stając się moim brzemieniem – obśmianą przez życie klątwą.
Niech nie zachwaszcza mojej głowy beznadzieją. Zimnym, jak jesienny deszcz, (bez)kochaniem.
Miłości! Rozbij w moich dniach powszednich przesąd, że ludzkości nie uda się trwać w nieustannym życia (za)kochaniu.