Moje macierzyństwo nauczyło mnie obowiązkowości, dyscypliny, rozsądku, dobra i empatii. Tego, co powinno być podstawą mądrego – kobiecego funkcjonowania na co dzień w świecie zdominowanym przez mężczyzn…
I choć moich troje dzieci jest już “mocno” dorosłych, miłość do nich ani przez chwilę nie przestygła, ani nie zlodowaciała. Ale nie jestem zaborczą mamą. Pozwalam im żyć po swojemu. Nie narzucam się sobą, nie krytykuję – dyskretnie kocham, jak przed laty kochałam, ciesząc się z ich sukcesów, smucąc się z życiowych potknięć i drobnych niepowodzeń… Tak samo staram się zachowywać w stosunku do ich życiowych partnerów, którzy są mi tak samo bliscy, jak moi synowie i córka. Dlaczego? Bo tak nakazuje ludzka przyzwoitość… A ja pragnę być przyzwoitą, cokolwiek to znaczy… Szczerość w relacjach ludzkich nic nie kosztuje i zawsze jest szlachetna… Wiem to, bo doświadczyłam przed laty na sobie – od spotkanych ludzi – wiele dobra i szlachetnej – bezinteresownej troski, i czułości.

Liryka osobista

 Moim dzieciom: Łukaszowi, Tomaszowi i Michalinie
Dzięki moim dzieciom
nauczyłam się kochać
Boga, anioły,
codzienność.
Pierwsze troski:
niebieskie kleksy w zeszytach,
błędy w pisaniu, liczeniu
traktować ze zrozumieniem;
bez głupiej irytacji…
Sukcesy głaskać po głowie!
Łzy z ich twarzy wycierać dyskretnie,
by świat nie widział.
A ludzie bezdusznie nie komentowali.
Radość przebywania z synami i córką
dzielić na trzy równe kawałki,
by żadne z serc
nie poczuło się gorsze.
Odrzucone
przez matczyną miłość.

Dzięki moim dzieciom
nauczyłam się żyć mądrzej,
niż kiedykolwiek wcześniej.
Oni nauczyli mnie,
jak się kocha naprawdę…

27 listopada 2018 r.

Vide: fot. pixabay

 

Author

Write A Comment