Dzisiaj wrzucam do sieci fragment moje książki pt.”Złodziejka czasu” pisanej w Jeleniej Górze a ukończonej w Legnicy i ukochanym Chojnowie… Zapraszam Państwa do czytania.

PROZA

Po drugiej stronie świadomości – epizod drugi

W swojej dość tradycyjnej, choć niezwyczajnej rodzinie, Waleria jako druga kobieta (po prababce), zmagała się ze słowem. Nikt poza nią i Antoniną tak skutecznie nie uciekał od bezsensu ludzkiego życia, zdominowanego przez pracę zawodową, a także pieniądze. Była z tej uwielbianej przez siebie pasji podpatrywania życia i pisania, naprawdę bardzo dumna. Niestety wiele osób – poza nią  samą – nie rozumiało motywów jej grafomańskiego zamiłowania, ani w żaden skuteczny sposób nie przeciwdziałało temu, co na co dzień podstępnie i samowolnie wyprawiała, żeby za wszelką cenę móc rozwijać i kontynuować swoje babskie fascynacje czy manifestować „rozindyczone”, niepoprawne z punktu widzenia społecznego,  prowokacyjne fanaberie i zachcianki.

Fikcyjna Józefka, jak ją pospolicie nazywała, wydumana z obrazów własnej przeszłości  na wzór licealnej koleżanki z klasy – pozwalała jej na dialog z własną duszą oraz jej kobiecymi emocjami. Były to dla niej wyjątkowo ważne chwile, na tyle intymne i piękne, że nie chciała z nich dobrowolnie zrezygnować. Nawiasem mówiąc, ceniła je tak, jak ceni się diamenty, których nigdy w życiu nie miała. Zresztą te wyjątkowe chwile, pełne wielu niebanalnych sekretów, zapewniały jej poczucie wartości, jak również ukojenie i bezwzględnie upragniony spokój. Ponadto nie musiała się ze swoich literackich kontemplacji czy emocjonalnych stanów i uczuć nikomu spowiadać ani przed nikim tłumaczyć.

Każdego dnia w środku nocy, takiej jak ta czy wiele innych, zasiadała do srebrzystobiałego laptopa, by malować słowem związanym gramatyczno-ortograficznymi i składniowymi zależnościami świat swojej Józefiny, którą los i pisarskie fanaberie Walerii rzuciły na przedpola nierealnego i mniej skomplikowanego życia.

 I właśnie w ten oczywisty dla Walerii sposób – dla innych ludzi chyba raczej już mniej – urzeczywistniała się jej książkowa Józka, z którą tworzyła nierozerwalny, emocjonalny związek zdublowany na okoliczność własnych, pisarskich, egoistycznych potrzeb i beztroskich jak dziecko umiejętności. Po jednej stronie tego zadziwiającego, kobiecego tandemu wyczuwało się wyczekiwanie na jakąś subtelną grę, po drugiej zaś – ucieczkę przed stagnacją.

Dwoistość tej relacji i dialektycznej natury miała swoje życiowe uzasadnienie. Pozwalała obu kobietom współgrać, zwyczajnie, niezależnie po ludzku trwać i istnieć. Bo przecież oczywistym było, że obie kobiety to jedna materia, ale podzielona na dwie niezależne od siebie istoty oraz dwa wyodrębnione myślą i ręką Walerii – światy. Taki literacki miszmasz. Żart skrojony na miarę kobiecych tęsknot i pisarskich oczekiwań nieposkromionej Walerii Szumowskiej, ale także niewinnych marzeń wyimaginowanej, sympatycznej skądinąd Józki. Marzenia, wizjonerskie projekcje upersonifikowanej i bardzo mocno zmetaforyzowanej jaźni, i kobiecego rozumu, roztargnienia i strachu przed singlowym bytem promowanym przez medialnych awanturników i celebrytów pozujących na wielkie europejskie autorytety i mega gwiazdy.

Na szczęście Waleria nie popierała w ludziach skłonności do destrukcji czy izolowania się od innych, dlatego w żadnym wypadku nie czuła się zagrożona wyalienowaniem. Może dlatego nie bała się swoich myśli i siebie, gdyż w świecie realnym, pomiędzy bytem czasu a bytem świadomości prywatnego trwania, dzielących ludzkie życie – jej życie – na przeszłość i przyszłość, są byty istniejące tylko na białej kartce papieru.

W psychologii nazwano by tę przedziwną przypadłość i filozofię postrzegania człowieka, i jego żywota – fantazją, być może nawet pospolitym szaleństwem. Ale Waleria nie była szaloną. Kochała swoją intymność i skrajności swego “pisarskiego” losu. Nie kryła też irytacji dla niezrozumienia dla jej nietuzinkowej, społecznej, pisarskiej arogancji – lubiła czytelników podstępnie prowokować, choć w swoim prywatnym, codziennym, by nie rzec: zabawnym życiu, bezwzględnie unikała zbytecznej prowokacji. Chyba że chodziło o jej tajemniczą Józkę. Kobietę właściwie znikąd – babę bez duszy i grzesznego ciała – realnych, kobiecych kształtów człowieczeństwa.

Wtedy jak nigdy czuła potrzebę wypełnienia tej pustki wystylizowaną przez siebie materią, by nadać Józefinie jakąś własną tożsamość i określić granice jej książkowego bytu, wykreowanego podług literackich prawideł i Bóg wie czego jeszcze. Nie zdawała sobie sprawy z tego, czego się podejmuje i jak wielkie czeka ją przedsięwzięcie. Ale Walerii podobało się to naigrywanie z własnego losu. I jak chyba nikt w wielkim świecie kochała swoje komputerowe zapiski i gryzmoły i coraz śmielej, i pewniej uczestniczyła w fascynującym akcie tworzenia literackiego świata. To dziwne, powoli stawała się wprawną pisarką, zaświadczającą o swoim przywiązaniu do słowa i epickiej narracji.

Vide:  Złodziejka czasu  – autorka: Danuta Schmeling

Author

Write A Comment