Kocham
ten podniosły czas,
gdy mogę sam na sam
pobyć przy grobie Mamy
i Taty.
Starymi – pożółkłymi
ścieżkami
pamiętającymi ciężar
ich wiekowych s t ó p
iść w kierunku mogiły Babci
i Dziadka.
Pozwolić
sobie na chwilę intymności.Nie przeszkadzają mi łzy
odbijające się od zapłakanych oczu,
które jeszcze widzą i pamiętają.
Przytulają umarłą miłość
i przeszłość.Kocham
zapach chryzantem.
Szum bezlistnych drzew
– światełko w mroku tajemnicy.
Pieśń żałobną w i a t r u
i deszczu powiewającą
nad ziemią.Nie brak mi siły,
by pielęgnować wspomnienia.
Pamięć t y c h,
którzy wyprzedzili
mnie w drodze do nieba.
Póki moje serce
jeszcze bije i k o c h a,
jak noc pochylam s i ę
nad ich grobem
wołając: Wieczny odpoczynek
racz im dać, Panie… Amen.
Autor: Danuta Schmeling
Satyrycznie
Jesteś
jak kleszcz
wchodzący
wybranej ofierze
podstępnie pod skórę,
by wyssać z niej krew,
w ciele wywołać
groźne choroby –
ubytki –
a w sercu pozostawić
ranę – bliznę – sączącą złymi
wspomnieniami
głęboką dziurę.Jesteś
jak kleszcz
szerzący w
świecie groźną boreliozę,
czyniący wielką krzywdę
nie tylko bezradnej,
udomowionej psinie
albo mlecznej kozie.Lecz
twoja krwiopijco
nienasycona przebiegłość,
atak –
miej to na uwadze –
może potrwać jedynie
krótką chwilę.
Satyryk
pęsetą łeb Ci ukręci,
byś wylądował
odwłokiem w pojemniku
na śmieci,
w sarkastyczych wersach satyry
lub bioodpadów cuchnącej
mogile…Puenta:
Bój się
szary pajęczaku,
nie pióra poety, pęsety,
kulminacji krytyki
i czyjegoś osądu,
lecz sprawiedliwości Bożej –
apokalipsy – werdyktu
Ostatecznego S ą d u!Autor: Danuta Schmeling
Waga i szala?
Każdych z nas chciałby stać w zaświatach między niewinnymi,
bez wytykanego grzechu –
oskarżenia zła
ku swojej nędznej zgubie.A czy ktoś wie, jak bolesną
jest udręka zła?
Ból czyniony innym i sobie?Niektórzy,
nie wierzą w istnienie zła i …
że niebo jest im przychylne,
dlatego nie szukają Boga.Żyją w ciemności,
bo zło
jest jak bezlitosne
zaślepienie. Przynęta
w zdradzieckiej sieci.Moc,
która chłoszcze i mami
ziemskie ciało,
czyniąc serce człowieka
pustym i zatwardziałym.Zło
jest jak ogień,
który obraca w popiół życie grzesznika.Znieważa jego rozum i
sumienie…Autor: Danuta Schmeling
Zatrzymane chwile
Spójrz!
Pustoszeją lasy
i zadrzewione parki.
Cichną ptaki.Jesień przekwita.
Szarością mgieł –
nieuchwytnego przemijania –
kurczy się i wcale nie jest smutna.Życie pozornie gubi sens,
zwiastując jakiś
nieunikniony koniec.Niektóre
cmentarze zasiedlają s i ę,
puchnąc od łez i rozpaczy.Tylko liście
– jedyni świadkowie ich boleści – poruszają się
na gałęziach lip i klonów,
tańcząc w parze z jesienną nostalgią.W ogrodach, na łąkach
i w przydrożnych rowach
przestały
(cudnie)
pachnieć kwiaty i zioła…Znikły bociany, derkacze, żurawie –
wędrowcy znikąd.
Ptaki zaniemówiły.Na zamglonych alejkach
sypią się pod nogi przechodniów
dębowe żołędzie
oraz pękate kasztany.Reklamówki mam i babć
zapełniają się nimi,
by w domach dać im drugie życie,
a dzieciom ofiarować pyszną
radość.W zimnych spiżarniach
na wyściółce z suchego siana zalegają
dorodne owoce.
W głębi, gdzieś pod milczącą
ścianą,
na zakurzonych półkach stoją
smukłe jak baletnice – zielone butelki
z wiśniowym winem albo jabłkowym cydrem.
To znak,
że pora odpocząć i nabrać sił.Utopić zmysły
w łyku kawiarnianych rozmów,
herbaty z imbirem, kawy z cynamonem…Zapachu poczciwej gazety
lub książki – miłości, która
umiera ostatnia.Autor: Danuta Schmeling
Przeniesiona do kosza
Z podniesioną głową zerwałam więzi z …. Życie wreszcie otworzyło mi oczy na prawdę i ukazało ją w ostrzejszym świetle, czyli taką jaką jest naprawdę… A ja wreszcie zrozumiałam, ile jako ludzie jesteśmy warci i według jakiej skali wartości mierzalni. Dokonałam, jak mniemam, właściwego wyboru, by nie czuć na sobie brudu i ciężaru krzywdy…
LIRYKA WYZNANIA
Usuwam się
na zawsze z Twojego
życia. Nic Ci po mnie!
Masz swoją
gwiazdę ulepioną
z lepszej gliny,
która wzburzyła Twoim niebem i fundamentami spokoju,
naszego starego świata.
Niech Ci co dnia
jasno świeci jak lampy oliwne mądrych, broń Boże, głupich p a n i e n.
A ja proch najmarniejszy z marnych schowam się w c i e n i u
policzalnego czasu,
byś nie musiał g a r d z i ć. Odwracać głowy. Złorzeczyć szczęściu, które mnie strzeże i jak cherubin przed złem chroni.
Autor: Danuta Schmeling
Faktografia
W poezji
kobiecej
jest inne
mówienie i pisanie –
posługiwanie s i ę
znakami,
które nie potrzebują
ani wielbicieli,
ani wiernych
wyznawców…W poezji kobiecej
czucie jest wyostrzone
jak brzytwa –
emocje niesione
na skrzydłach
wyzwolonych s p o d
ucisku i kontroli pióra
wersów.Autor: Danuta Schmeling
Strach się bać?
Radosnego dnia … – z refleksją w słowach. Zapraszam do czytania.
“Lubię żyć”
Moszczą się w nas słowa!
Zahukane – bywa puste.
Czasem ślepnące
ze strachu.
Bo życie ciągle czyha.
Depcze jak cień po piętach,
jak starość i choroby
pozbawione empatii.
Słowa
nieme,
bezdźwięczne jak smutek
lub nieludzka obojętność i…
słowa czujne
jak mędrcy, którzy wiedzą,
że stare życie wykręca
nam palce,
spowalnia myślenie,
przechodzone nogi –
kradnąc ludzką
niezależność i… boską
wolność.
Moszczą się
w nas także słowa nadziei,
rozpychające
człowieczymi
łokciami,
by jeszcze coś dobrego
przeżyć.
Nacieszyć oczy pięknem,
póki jeszcze widzą,
póki jeszcze trwają
na wdechu O2.
Uskrzydlone anioły.
One!
Autor : Danuta Schmeling
Vide: fot. priv.
Blogosfera – proza po mojemu…
Nieduży kundelek Togoń mieszkał na zachodzie Polski w dolnośląskiej wsi Jaroszówka położonej na obszarze Równiny Chojnowskiej w powiecie legnickim nieopodal świerkowo-mieszanego lasu i niewielkiej, choć znanej w okolicy oraz w całej Polsce, stadniny koni pełnej krwi angielskiej. Stadnina ta słynie także z ogólnopolskich zawodów w skokach i z licznych imprez hippicznych. Jak stara legenda głosi, w zamierzchłym średniowieczu, w Jaroszówce na starym zamku mieszkali słynni rycerze zakonu Templariuszy, zaś w czasach pogańskich – na tak zwanym obszarze Doliny Czarnej Wody oraz wsi – wiodło życie plemię słowiańskich Trzebowian. Ludu należącego do grupy Słowian lechickich. To właśnie tutaj, na terenie malowniczej wsi, rozgrywa się akcja tej krótkiej opowieści… – historia jednego dnia z życia małego kundelka, jego przybranych właścicieli oraz Adeli.
Zatem, kim oni są? Togoń jest pieskiem gospodarczym, którego zadaniem było i jest pilnowanie dobytku starych państwa, do których dwa razy w tygodniu zaglądała, przynosząc zakupy, czternastoletnia Adelka z sąsiedztwa. Jej rodzice Justyna i Waldemar od wielu lat organizują pomoc Marii i jej mężowi Janowi, oczywiście w domu oraz w ogrodzie, szczególnie jesienią, gdy potrzeba posprzątać po cudownym – mijającym lecie i rzecz jasna w okresie zimy.
Zawsze kiedy Adela przechodziła obok psiej budy, by wstąpić ze sprawunkami do domu sąsiadów, rudy kundelek z radością do niej przybiegał, aby obwąchać i polizać jej stopy oraz ręce pełne dobroci. Tak po prostu, na znak przyjaźni, która się pomiędzy nimi dwa lata temu nieoczekiwanie zawiązała. Dzisiaj ów rytuał zainicjowany przez Togonia wyglądał dokładnie tak samo jak przed tygodniem. Adela nie zważając na deszczową pogodę, zainicjowała rozmowę:
– Cześć piesku! I cóż mam ci dzisiaj powiedzieć, mój ty wierny przyjacielu, że cały świat jest piękny, choć trudno mnie samej się w nim czasem odnaleźć? Rozejrzyj się dookoła, ileż w nim sprzeczności: zadrapań, goryczy i smutku. Ale twój świat jest przecież inny, bo o niebo lepszy. A to oznacza, że otaczają cię ludzie, którzy zrobią dla ciebie prawie wszystko, żebyś był niewiarygodnie szczęśliwy… – kontynuowała piegowata Adelka o twarzy tak ładnej, że oczy i zmysły spoglądającego nań psiaka nie potrafiły ukryć jego fascynacji i zainteresowania się dziewczynką.
– Adelo, o czym ty mówisz? – wydusił z siebie piesek, jakby chciał zaprzeczyć istnieniu jakiegokolwiek szczęścia i niewymuszonego dobra.
– Przecież od dawna wiesz, jak bardzo nie lubię zakłamywania rzeczywistości… – dodał, by rozwiać swoje i jej wątpliwości w sens przyjaźni człowieka ze zwierzęciem, rzucając na prawo – lewo ziarnkami gorczycy i gorzkiego dziegciu. Dlaczego tak postępował? Dawno temu, nim został przyjęty przez Jakubczyków pod dach ich domu i swojej sosnowej budy, zaznał ze strony człowieka bestialskiej przemocy: bicia i głodu, więc jak się tylko nadarzyła okazja ponownie zaprzyjaźnić z człowiekiem, dmuchał i szczekał nawet na zimno. Przerywając krótkie milczenie dziewczynka przyciszonym, choć zdecydowanym głosem odpowiedziała:
– Jak to o czym? O mojej z tobą relacji! Przecież wiesz, że niczego nie udaję i lubię cię takim, jakim jesteś. Jeszcze w to wątpisz? Togoń zamilkł. Zrobiło mu się bardzo wstyd, że jest wobec przyjaciółki Adeli nieufny. Żeby odwrócić jej uwagę od siebie i przerwać niezręczną sytuację, w jakiej się z jego powodu oboje znaleźli, piskliwie zawołał:
– Adelo, czy widzisz to, co ja widzę? – Po której stronie podwórza? – zapytała Adelka.
– Raczej nieba, powinnaś zapytać… – bez namysłu odrzekł rudy kundelek.
Adela posępniała, jakby bała się zachować w pamięci, a także pod rzęsami czarne punkciki przelatujących nad nią i Togoniem ptaków, jak również jesieni, która coraz bardziej zaznaczała kolorami swoją obecność na świecie, szczególnie opustoszałych polach, ogrodach i w pełnym grzybów lesie.
– Ciekawe dokąd zmierzają? – pomyślała. Może do Australii albo do gorącej „czarnej” Afryki? Nim dokończyła o tym rozmyślać, z sieni domu dobiegł ją i jej przyjaciela Togonia głos zniecierpliwionej gospodyni. Oczywiście pani Marii, która czekała na chleb, masło i cukier oraz gazety dla swojego męża Jana.
– Adelo, Adelo! Gdzie jesteś, kochanie? Czekam na ciebie z malinową herbatą i pysznym kawałkiem drożdżowego placka ze śliwkami – pośpiesz się, proszę, bo przemokniesz do suchej nitki. Na koniec dodała: Jak będziesz szła do domu, poproś Togonia, by on także przyszedł na swój przedpołudniowy posiłek. Niech się nasyci karmą i przy nas ogrzeje.
Dziewczynka bez sprzeciwu wraz z pieskiem udała się w kierunku starego – ceglanego domu, przy którym rosła pamiętająca czasy powojnia stara grusza, a także śliwa i jabłoń zasadzone w sześćdziesiątych latach dwudziestego wieku ręką samego pana Jana z zawodu stolarza, ogrodnika z zamiłowania.
– Dzień dobry! Miło państwa widzieć. – Dzień dobry, kochana. Siadaj, częstuj się i opowiadaj, co u ciebie słychać.
W kuchni na parterze przy kaflowym piecu siedział kot Naparstek, który na widok dziewczynki i kundelka niepewnie zamiauczał, jakby chciał upewnić się, że nie jest w domu Jakubczyków żadnym intruzem. Adela uśmiechnęła się do kotka oraz do gospodarzy i ucałowawszy Jakubowskich na powitanie wyciągnęła zakupy z siatki i rozłożyła je na dębowym – starym stole, zaś Togoń bez specjalnej zachęty udał się do sieni, by zaspokoić głód i pożreć karmę, którą wsypała mu ją do plastikowej miski troskliwa pani Maria.
By podgrzać do zenitu temperaturę panującą w ich domu, Adela zapytała: Jak się państwo dzisiaj czują? Czy na pewno nic wam obojgu nie dolega? – i usiadłszy przy stole poczęstowała się gorącą malinową herbatką i ciastem upieczonym przez zacną panią Marię. Gospodyni coś mruknęła niewyraźnie pod nosem i wyszła z kuchni do pokoju, by przynieść dziewczynce szalki, który specjalnie dla niej wydziergała.
– Adelo, to dla ciebie. Przyjmij proszę ten skromny upominek, by przypominał ci, że w chacie pod lasem masz przyjaciół, którzy cię szczerze kochają, po czym, jakby nic, usiadła przy Adelce. Tylko Togoń i Naparstek siedzący obok pieca wpatrywali się w gościa Jakubczyków z nadzieją w sercu, że Adelka albo Jan z czułością ich pogłaszcze.
AUTOR: DANUTA SCHMELING
Vide: W opowiadaniu wykorzystano informacje zaczerpnięte z Wikipedii, (domena publiczna) – autorka
Ja to wiem…
Nie wiem jak Państwo, ale ja kocham jesień. Wszystkie przejawy jej obecności w swoim życiu… Tak, tym samym – jednokrotnym życiu, które czasem bywa nużące i kłopotliwe. Zapraszam do czytania wiersza – kłaniam się, autorka strony Ocal słowa…
Ile w tym prawdy?
NIEUTRACENI
Dlaczego
piszemy?
Żeby
myśli jak emocje
wyrzucić
z wnętrza siebie,
żeby
coś znaczyć,
żeby
uciec od stagnacji,
żeby
uspokoić burzę w
sobie.
Imitujemy znaki
sł o w a – piękna.
Metaforyczności
życia.
Określamy
(bez pomocy
niczyjej) zakres
euforii,
żeby przetrwać
kolejne e t a p y
przemijania.
Lubimy
zaistnienie?
Lubimy być
podziwiani.
Autor: Danka Schmeling